-Farma, tak? Cholerna farma?! Och, to było zbyt
proste, wredna matko!
Próbowała wszystkiego.
Przeglądała mapy, czytała o pegazach mnóstwo ksiąg, szukała wszelkich
informacji na temat tego cholernego złodzieja. Dopiero kiedy sięgnęła po magiczne proszki Hekate
i z całej siły próbowała go namierzyć, okazało się, że ten osadził się na
farmie!
Przez chwilę zastanawiała się,
dlaczego nikt nie zdziwił się na widok skrzydlatych koni i kolesia dwa razy
większego od nich, z zieloną skórą i dziwnymi bąblami na twarzy, który ciągnął
za sobą ogromną maczugę. Dopiero potem przypomniała sobie o Mgle. Łatwo o niej
zapomnieć, kiedy jest się odpornym.
Obserwowała farmę z oddali,
patrząc pod różnymi kątami i obserwując poczynania dziwnego farmera. To była
tak naprawdę jej pierwsza misja. Mogła wziąć sobie do pomocy innych półbogów,
ale zrezygnowała. Głównie dlatego, że chciała pokazać, iż potrafi poradzić
sobie sama. Teraz, obserwując Zielonoskórego, nie była co do tego taka pewna.
Zdecydowanie nie poradzę sobie z nim w walce wręcz, pomyślała. W
sumie nie poradziłaby sobie ze zwykłym facetem, a co dopiero takim potworem.
Jej lód też się na niewiele zda, ani też sztylet, który był schowany w jej
bucie. Jedyne, co jeszcze miała przy sobie, to magiczne proszki od Hekate w
torbie na ramieniu, ale co może mu nimi zrobić? Spowodować kichanie?
Wymyślała wiele planów i
podejść, ale kiedy Zielonoskóry nagle zniknął w środku małego domku, wszystkie
plany przepadły. Rzuciła się po prostu do przodu, mając nadzieję, że uda jej
się zabrać pegazy, zanim farmer wróci. Dobiegła do płotku i zwolniła, by go
przeskoczyć. Kiedy stała już wśród skrzydlatych koni, jedyne co potrafiła
zrobić, to stać w miejscu i się w nie wpatrywać. Powiedzmy sobie szczerze, ta
misja była skazana na niepowodzenie. Jak ma niby skłonić ponad tuzin pegazów,
żeby za nią poszły?
W tym samym momencie z domku
wyłonił się farmer. Spark zaklęła pod nosem po Włosku i schowała się na samym
tyle za pegazami. Zobaczyła jak Zielonoskóry rozgląda się i marszczy brwi,
jakby czegoś szukał, a dziewczyna przez chwilę miała wrażenie, że bąble na jego
twarzy się poruszyły. Przyjrzała mu się dokładniej i rozdziawiła buzię. To nie
były bąble, to były oczy. Mnóstwo
oczu dookoła głowy. Schowana za pegazem, który po prostu jadł swoją paszę nawet
nie zwracając na nią uwagi, zagapiła się w Zielonoskórego, a procenty na
pokonanie go zmalały drastycznie.
Farmer chyba w końcu znalazł to,
czego szukał i na nieszczęście była to ona. Ruszył w stronę pegazów, ciągnąc za
sobą maczugę, a z czasem jak się zbliżał, Spark zauważyła z zaskoczeniem, że
wyraz jego twarzy jest całkowicie obojętny. Skuliła się jeszcze bardziej, jakby
to miało coś pomóc, ale on po prostu przystanął parę metrów od niej i zamrugał
kilkakrotnie tymi swoimi oczami.
– Wyłaź. I tak wiem, że tam
jesteś.
Jego głos był gruby i mocny,
zachrypnięty, jakby był chory. Spark zawahała się chwilę, ale w końcu wstała i
uśmiechnęła się krzywo, poprawiając torbę, która zsunęła jej się z ramienia.
–
Zakładam, że przyszłaś się trochę pobawić, coś poniszczyć, jak większość
dzieciaków tutaj. Albo potrzebujesz mleka lub coś w tym rodzaju – powiedział.
Spark zauważyła teraz, że to nie była to obojętność, Zielonoskóry był znudzony. Zmarszczyła brwi.
–
Nie, nie, naprawdę – zaprzeczyła szybko. – Nie przyszłam, żeby coś zniszczyć
ani nie potrzebuję mleka.
–
Więc co cię tu sprowadza, córko boga? – spytał, a w jego oczach błysnęło coś na
wzór zainteresowania. Złapał swoją maczugę mocniej i przesunął ją przed siebie,
a Spark wpatrywała się w nią, mając nadzieję, że nie będzie jej dane tym oberwać.
Zwróciła uwagę na to jak ją nazwał, ale nie zdziwiło jej to. Już się
przyzwyczaiła, że dziwne stwory wiedzą kim jest.
–
Potrzebuję… pegazów – oznajmiła głupio, zanim zdążyła się porządnie zastanowić
i spojrzała Zielonoskóremu prosto w oczy. No, dwa z nich.
Natychmiast pożałowała swoich
słów, gry wyraz twarzy farmera się zmienił. Ścisnął mocniej maczugę i uderzył
drugim końcem w otwartą dłoń. Często widziała ten gest w sierocińcu, znaczyło
to tyle, że powinna uciekać, zanim postanowi uderzyć w nią. Podniosła ponownie
wzrok na jego twarz. Był zły.
– Chcesz zabrać mi moje pegazy?
– spytał ostro. Jego głos brzmiał donośniej i grubiej niż przedtem. – Dlaczego?
–
Potrzebujemy ich – oświadczyła. Odważyła się przejść parę kroków bliżej i
stanęła przed farmerem. – Do Obozu. Wiesz, jest nas tam całkiem sporo. A tobie
do czego one są tu potrzebne?
Niesamowite,
że była tak głupia. Zobaczyła jak wzrok farmera ciemnieje, zmrużył oczy, a
Spark poczuła jak jej serce łomocze o żebra.
–
Są moje! – ryknął i zamachnął się maczugą.
Spark odskoczyła w ostatniej chwili, przeturlała się
po ziemi i zobaczyła, jak w miejscu uderzenia widnieje ogromne wgniecenie w ziemi.
Ta dziura spokojnie mogłaby robić za basen dla dzieci. To był naprawdę zły pomysł, pomyślała. Bała się, że fiolki z
proszkami się potłukły, gdy padła na ziemię, ale nie miała teraz czasu
sprawdzać. Oczywiście, szykowała się na to, że prędzej czy później dojdzie do
uderzenia, ale miała nadzieję, że będzie to później niż prędzej. Ledwo zdążyła
wstać, a już padł kolejny cios. Poczuła jak jej ramie przeszywa ból, nie
zdążyła w miarę szybko odskoczyć. Z jej gardła wydobył się krzyk bólu, gdy
padła na kolana, uderzając łokciami w ziemię. Zerwała się na równe nogi i
popędziła do najbliższej stodoły jak najszybciej mogła. Dzięki bogom była
szybka.
Zablokowała drzwi i schowała się za stosami siana,
oddychając ciężko. Ta kryjówka była słaba, miała najwyżej minutę, żeby
Zielonoskóry ją znalazł, ale musiała zobaczyć, co jej się stało z ramieniem.
Skóra na prawym ramieniu była zdarta, z niektórych
miejsc sączyła się krew, a rana niesamowicie piekła. Bolał ją łokieć, ale chyba
na szczęście nic nie złamała. Nie mogła tego niestety powiedzieć o jej biednych
fiolkach z proszkami. Za pierwszym razem upadła na torbę, za drugim rąbnęła nią
w ziemię, a teraz połowa fiolek był zbita, a proszki rozsypane. Nie udało jej
się ocenić czy zniszczyły się te bardziej czy mniej przydatne w walce, nie
miała czasu tego zrobić. Musiała szybko wymyślić co robić.
Wyciągnęła z buta swój sztylet i ścisnęła go mocno w
dłoni. Urwała spory kawałek swojej koszulki. Była na nią trochę za duża, ale i
tak teraz było widać jej pępek. Zajrzała ponownie do torby i odetchnęła z ulgą,
gdy zobaczyła, że proszki znieczulające są całe. Nasypała trochę na urwany
materiał i zawiązała go dookoła ramienia. Nie uzdrowi to jej rany, ale
przynajmniej nie będzie bolało.
Wyskoczyła zza kryjówki i podbiegła do ściany obok
drzwi. Ledwo zdążyła przylgnąć do niej plecami, a Zielonoskóry już wchodził do
środka, rozwalając drzwi maczugą. Zadziałała pod wpływem impulsu i wbiła
sztylet w jego łydkę, po czym wybiegła ze stodoły. Farmer krzyknął z bólu i
zamachnął się maczugą, rozwalając ścianę, przy której przed chwilą stała. Jedna
z desek prawie ją trafiła, ale ona ponownie odskoczyła i pobiegła z powrotem do
pegazów. Miała nadzieję, że uda jej się je przekonać do odlotu razem z nią,
zanim Zielonoskóry wyjdzie. Był od niej wolniejszy i o wiele cięższy, co dawało
jej minimalną przewagę.
Doskoczyła do najbliższego pegaza.
–
Szkoda, że nie potrafię z wami rozmawiać – westchnęła do siebie. Za sobą
usłyszała krzyk Zielonoskórego i jego ciężkie kroki, co świadczyło o tym, że
już się pozbierał. Nie spojrzała nawet za siebie, tylko wbiegła za stajnię
pegazów.
Rozejrzała się, ale w pobliżu
nie było nic, co mogłoby jej pomóc. W torbie również nie miała nic takiego.
Jeśli zaraz czegoś nie wymyśli, będzie kolejnym półbogiem, który zginął na
misji.
– Nie zabierzesz mi moich pupilów! – usłyszała
grzmiący ryk, który zabrzmiał bardzo blisko niej. Natychmiast zerwała się do
biegu i okrążyła stajnię. Pupilów?, zastanowiła
się przelotnie. Dopiero teraz uświadomiła sobie z zaskoczeniem, że nie było tu
innych zwierząt. Natychmiast wpadł jej do głowy pewien plan.
Wybiegła zza stajni i odwróciła
się w stronę Zielonoskórego, w czasie gdy ten zaglądał za ścianę z drugiej
strony.
–
Jesteś samotny! – krzyknęła do niego. Odwrócił się gwałtownie, a Spark
skrzywiła się, gdy prawie uderzył maczugą pegaza.
–
A ty zaraz będziesz martwa! – odparł i ruszył w jej stronę biegiem, trzymając
maczugę w górze, gotową do uderzenia. Spark odbiegła w drugą stronę, a
Zielonoskóry uderzył w pustkę.
–
Dlatego tak bronisz te pegazy! Nie masz nikogo, do kogo mógłbyś się odezwać!
Cofnęła
się, gdy farmer ponownie się na nią zamachnął. Już myślała, że uda jej się
odbiec, ale w czasie odwrotu potknęła się o coś i runęła na ziemie jak długa.
Zdążyła się jedynie odwrócić na plecy, zacisnąć powieki i zamachać rękoma, by
następnie skrzyżować je przed sobą, chroniąc się od ciosu.
Poczuła jakby coś ciężkiego
padło jej na klatkę piersiową i straszliwa fala bólu gwałtownie łupnęła ją w
głowie, ale było to za słabe na uderzenie maczugi.
Powoli otworzyła oczy,
oddychając ciężko, chociaż oddychanie szło jej z trudem. Rozszerzyła oczy ze
zdziwienia, gdy przed sobą zobaczyła lód. Sądziła, że jest za słaby, by ją
obronić, ale najwyraźniej nieświadomie, w ostatniej desce ratunku, postanowiła
się nim posłużyć.
Lód otoczył ją jak kokon,
zatrzymując maczugę co najmniej metr nad sobą. Pulsowało jej w głowie i zużyło
to mnóstwo energii, ale najwyraźniej uratowało jej życie. Pytanie tylko, na jak
długo?
Wyczołgała się spod lodowej
ochrony i stanęła przed Zielonoskórym, ponownie gotowa do ucieczki, chociaż
wiedziała, że tępe pulsowanie, jakie czuła w głowie, zaraz może się nasilić.
Wszystkie pary oczu farmera były rozszerzone na pełną szerokość, najwyraźniej
był zdziwiony, że nie została z niej mokra plama.
–
Jak… Jak ty to zrobiłaś, dziewczyno? – zapytał. Na chwilę opuścił maczugę,
zapominając o niej całkowicie. – Chione miała cos z tym wspólnego? Jesteś jej
córką?
–
Nie, nie, moją matka jest Hekate – oznajmiła. Przyjrzała się Zielonoskóremu,
który dalej wpatrywał się w lód. W jego oczach zobaczyła zainteresowanie i coś,
czego nie potrafiła rozpoznać.
–
Co jeszcze potrafisz z tego zrobić? – spytał. Ukląkł na jedno kolano, by
dokładniej zbadać jej ochronę. Najwyraźniej zainteresowało go to, że było
odporne na jego maczugę.
–
Wszystko! – oświadczyła prędko, kształtując w głowie nowy plan. Nie potrafiła
zrobić wszystkiego, ale w takim wypadku mogła skłamać. – Mogę ci stworzyć
cokolwiek zechcesz. – Spojrzał na nią z zaskoczeniem, a Spark teraz była pewna,
że widzi w jego oczach nadzieję. – Pod warunkiem, że pozwolisz mi zabrać
pegazy.
Zielonoskóry wyraźnie
posmutniał. Usiadł ciężko na ziemi, kładąc na kolanach swoją maczugę, jakby
była małym dzieckiem. Był samotny. Nie miał nikogo na tej farmie poza pegazami.
Spark nie chciała się zagłębiać w szczegóły, już teraz było jej go szkoda, ale
to wystarczyło, aby go przekonać do oddania skrzydlatych koni. Jego samotność
mogła się okazać jej ratunkiem.
Podeszła bliżej.
–
Stworzę ci nowe – zaoferowała. – Z lodu. Stworzę ci ich tyle, ile będziesz
chciał. Może nawet inne zwierzęta.
–
I będą tylko stać i topnieć – zakpił Zielonoskóry. Spojrzał na nią wrogo,
ściskając mocniej maczugę, a serce Spark podeszło jej do gardła. – Kłamiesz,
dziewczyno.
–
Nie kłamię – zaprzeczyła. - Czekaj.
Uklękła na ziemi i złożyła
dłonie w koło, jakby robiła coś z gliny. Pomiędzy jej dłońmi powoli zaczął
pojawiać się lód i w miarę obrotu jej dłoni, zaczął się również formować. Po
chwili siedział przed nią lodowy kotek, a jej się zakręciło w głowie. Ochrona
zużyła za dużo energii, miała nadzieję, że to, co chce zrobić, przekona
Zielonoskórego, inaczej nie miała już siły, by się bronić. Zerknęła na niego,
wpatrywał się w jej dłonie. Sięgnęła do torby, modląc się, aby proszek, którego
szukała, nie rozsypał się. Dzięki bogom nie.
Był to proszek ożywiający martwe
przedmioty. Sama go zrobiła, ponieważ Hekate nie była skłonna do dawania tak silnych
magicznych przedmiotów. Był niebezpieczny i naprawdę trudny do zrobienia,
kosztowało to Spark wiele nieprzespanych nocy, złego humoru i bólu, gdy
przypadkiem się pomyliła, ale w końcu jej się udało i miała teraz tę małą fiolkę.
Nasypała szczyptę na główkę
kotka, modląc się, aby to zadziałało. Wcześniej nie ożywiała przedmiotów, nie
miała jeszcze okazji. Bała się, że lód stopnieje lub wybuchnie, ale ku jej
uciesze, usłyszała po chwili mruczenie. Po lodowej rzeźbie od góry do dołu
przejechało ciemnoniebieskie światło i po chwili kotek był całkowicie żywy.
Wciąż z lodu, ale żywy.
Wstała i spojrzała na
Zielonoskórego, kiedy kotek wskoczył na jego kolana i otarł się o jego maczugę.
Ten wpatrywał się w kotka, jakby pierwszy raz w życiu zobaczył zwierze.
–
I potrafisz robić ich więcej? – spytał.
–
Zrobię ich więcej – powiedziała z
naciskiem. – Ale oddasz mi pegazy i pozwolisz mi wrócić z nimi do domu. A ja
wrócę tu do ciebie i stworzę ci tyle zwierząt, ile tylko będziesz chciał.
Zielonoskóry wpatrywał się w
nią, a jej co raz bardziej robiło się gorąco. Nogi miała jak z waty, a głowa
pulsowała niesamowitym bólem, ale nie ugięła się, dopóki farmer nie skinął
głową. Ulga, jaką odczuła, była nie do opisania.
Zielonoskóry wstał, odkładając
kotka na ziemię i podszedł do pegazów. Spark przez chwilę zgięła się w pół,
opierając się dłońmi o kolana i próbowała złapać głębokie wdechy i uspakajając
się. Pozostała w takiej pozycji przez chwilę, po czym podeszła do farmera.
Głaskał po grzywie jednego z pegazów, który sprawiał wrażenie największego z
nich.
– On cię zabierze – powiedział
Zielonoskóry. – Mów mu tylko, gdzie ma lecieć. Za nim poleci reszta.
Spark
skinęła głową. Wsiadła na pegaza i spojrzała w smutne oczy farmera.
–
Obiecuję, że wrócę – oświadczyła. – Masz na to słowo Spark.
Farmer
uśmiechnął się lekko.
–
Bądźcie dobrzy dla moich pupilów – powiedział. – Dziękuję, Iskierko.
Spark
tak dawno nie słyszała, aby ktoś nazwał ją Iskierką, że aż się roześmiała.
Odwróciła i pokierowała pegaza w odpowiednia stronę.
Przez cała drogę dręczyły ja
wyrzuty sumienia. Nie będzie mogła wrócić. Nie może użyć więcej ożywiającego
proszku. Cieszyła się, że chociaż pozostawiła tam tego kotka. Może z nim nie
będzie aż tak samotny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz