ARTEMIS GALLOWAY
25 LAT - SYN HEFAJSTOSA - PROFESJA W OBOZIE OJCOWSKĄ SPUŚCIZNĄ
196 CM - KOCHA SWOJE ŁÓŻKO - POPALA W STRESIE - UŚMIECH DZIECKA
196 CM - KOCHA SWOJE ŁÓŻKO - POPALA W STRESIE - UŚMIECH DZIECKA
Ogień, myślisz z iskrą uśmiechu pobłyskującą na wargach, w równej mierze czuły, co zgubny. Zastanawiasz się, co sprawiło, że ludzie zapomnieli o jego pierwotnej roli, tracąc obraz siebie sprzed tysięcy lat. Obawiają się płomienia, mówiąc o jego chciwości i destrukcyjnej mocy, określając żywiołem, którego nie da się poskromić. Boją się poparzyć i spłonąć, więc uciekają przed jego żarem. Ci, których fascynuje, budzą bliżej nieokreślony lęk, są spychani w marginesy społeczeństwa.
Dlaczego?
Ty widzisz to inaczej. Pamiętasz, że to od ognia wszystko się zaczęło. Pamiętasz, że ogień nie symbolizuje jedynie pogromu zniszczeń, że może być stały i ciepły, bo czy to właśnie nie on jest kluczowym elementem każdego schronienia? Symbolem miejsca, do którego chce się wracać i gdzie jest się bezpiecznym, gdzie można się ogrzać. Ty rozumiesz, bo jesteś takim ogniskiem. Grzejesz, zamiast parzyć. Roztaczasz wokół siebie aurę zaufania i stabilności. Nie jesteś złą wróżbą, nigdy nie chciałeś nią być – ogień Twojego serca tli się bowiem umiarkowanie i bliżej mu do zadławienia, aniżeli pożaru.
Wyróżniasz się tutaj, nie jest to jednak sposób, w jaki Twój ojciec chciałby, aby wyróżniać jego dzieci – może dlatego nigdy Cię nie uznał. Nie masz w sobie ducha rywalizacji, nie jaśniejesz wtedy, kiedy powinieneś, nie wybuchasz i nie unosisz się dumą. Jesteś cichy, zbyt cichy. Niewiele mówisz, więcej robisz, nie są to jednak czyny heroiczne, takie, jakie Ci przystają. Ty jesteś prosty. Uśmiechasz się, by przełamać lody, trzymasz za rękę, która marznie, a przede wszystkim jesteś. Jesteś dla każdego, jesteś tam, gdzie Cię potrzebują, a czasem nawet tam, gdzie absolutnie nie powinno Cię być.
Nie starasz się wypełniać ciszy, gdy brak Ci słów, a brak Ci ich za każdym razem, gdy czujesz, że tracisz panowanie nad sytuacją. Chcesz wtedy odwrócić się na pięcie i odejść, głowę niosąc spuszczoną ze wstydu, jednak nie robisz tego w chwilach, kiedy wiesz, że jesteś komuś potrzebny. Komfort i dobro drugiej osoby zawsze postawisz ponad swoje własne, taki już jesteś. Odwracasz wzrok w zażenowaniu, onieśmielony unosisz kąciki ust, a czasem zamykasz oczy, zupełnie jakby to miało w jakiś sposób odgrodzić Cię od upokorzenia lub uczucia niepewności. Wierzysz, że tak rzeczywiście jest. Za zamkniętymi powiekami odnajdujesz spokój.
Jest jednak w Tobie coś z boskiego rodzica, w przeciwnym razie nigdy byś tu nie trafił. Cechuje Cię cierpliwość, sumienność i dokładność, a to złote przymioty każdego rzemieślnika. Zostałeś więc kowalem, tak jak ojciec. Nie ruszyłeś w bój, zamiast tego zostałeś tutaj i nie żałujesz. Odnajdujesz się bowiem w kuciu zbroi i mieczy, a każde z nich jest perfekcyjnie wyważone. Zdarza się, że na prośbę wyklepiesz komuś jego ulubioną broń, dając jej drugie życie, to też napełnia Cię zadowoleniem. Nie walczysz, mimo, że potrafisz. Te siedem lat sporo Cię nauczyło.
Mimo to Twoje życie jest satysfakcjonujące, a wiesz dlaczego?
Bo niczego nie oczekujesz.
Nie starasz się wypełniać ciszy, gdy brak Ci słów, a brak Ci ich za każdym razem, gdy czujesz, że tracisz panowanie nad sytuacją. Chcesz wtedy odwrócić się na pięcie i odejść, głowę niosąc spuszczoną ze wstydu, jednak nie robisz tego w chwilach, kiedy wiesz, że jesteś komuś potrzebny. Komfort i dobro drugiej osoby zawsze postawisz ponad swoje własne, taki już jesteś. Odwracasz wzrok w zażenowaniu, onieśmielony unosisz kąciki ust, a czasem zamykasz oczy, zupełnie jakby to miało w jakiś sposób odgrodzić Cię od upokorzenia lub uczucia niepewności. Wierzysz, że tak rzeczywiście jest. Za zamkniętymi powiekami odnajdujesz spokój.
Jest jednak w Tobie coś z boskiego rodzica, w przeciwnym razie nigdy byś tu nie trafił. Cechuje Cię cierpliwość, sumienność i dokładność, a to złote przymioty każdego rzemieślnika. Zostałeś więc kowalem, tak jak ojciec. Nie ruszyłeś w bój, zamiast tego zostałeś tutaj i nie żałujesz. Odnajdujesz się bowiem w kuciu zbroi i mieczy, a każde z nich jest perfekcyjnie wyważone. Zdarza się, że na prośbę wyklepiesz komuś jego ulubioną broń, dając jej drugie życie, to też napełnia Cię zadowoleniem. Nie walczysz, mimo, że potrafisz. Te siedem lat sporo Cię nauczyło.
Mimo to Twoje życie jest satysfakcjonujące, a wiesz dlaczego?
Bo niczego nie oczekujesz.
[Mój śliczny <33333]
OdpowiedzUsuńchętny do potrzymania za rączkę Bash
OdpowiedzUsuńNie zauważył nawet, kiedy minął kolejny dzień. Jak zawsze na treningu i kolejnych walkach. Zbliżała się bitwa o sztandar, a on musiał być w jak najlepszej formie. Zresztą tak samo jego zbroja. Ta niestety ucierpiała najbardziej poza ego chłopaka, który z grymasem na twarzy przemierzał Obóz w celu dotarcia do jedynej zaufanej osoby. Ponoć wszystkie dzieci Hefajstosa były wyśmienitymi płatnerzami i znały się na wyrabianiu wszelkiej maści broni, jednak Artemis był tym, które zaskoczyło go najbardziej swoją precyzją. Ulubiony miecz Basha został wykonany właśnie przez niego, bo chłopak nigdy nie czuł takiej lekkości i kontroli nad ostrzem jak wtedy, gdy dzierżył broń Gallowaya. Mężczyzna zdawał się znać wagę idealną do boju dla każdego herosa. Regean szczerze podziwiał jego kunszt.
Zaszedł do pracowni, kiedy chmury już wisiały ciężko na niebie, a gorąc, jaki zastał w środku, nie pasował ani trochę do zaistniałych warunków atmosferycznych. Przeszedł go dreszcz przez tak sprzeczną temperaturę, na którą zostało wystawione jego ciało po raz pierwszy od dłuższego czasu, a która najprawdopodobniej nie przeszkadzała mężczyźnie. Bash starał się być cicho, wchodząc, by móc delektować się jakże niespodziewanym widokiem. Nigdy nie stawiał sobie ograniczeń, bo nie wiedział, co napotka na swojej drodze, także kogo, więc pociąg, jaki odczuwał względem pewnych przedstawicieli własnej płci go nie zdziwił. Zwłaszcza nie w tym momencie.
- Nie wierzę, że z takim ciałem unikasz walki - odezwał się cicho, a jego głos był zaledwie pomrukiem, choć na tyle wyraźnym, że mógł dobiegać tuż zza pleców Arta, nawet jeśli syn Nike stał po drugiej stronie pomieszczenia. - Nie mów, że takie mięśnie wyrobiłeś sobie podczas pracy - starał się zażartować, jak zawsze nie pokazać lekkiego zdenerwowania. Za każdym razem musiał mieć pełnię kontroli. Zbliżył się do niego, unosząc nieznacznie podbródek i przechylając głowę w prawo. W prawej ręce trzymał zniszczony napierśnik, a spocona granatowa koszulka, która podkreślała jego oczy, przylegała do ciala, ukazując zarysy mięśni. Wolną dłoń uniósł i jakby dla potwierdzenia pewności siebie, ułożył ją zadziornie na jego bicepsie,by po raz pierwszy przekonać się o prawdziwości własnych zapewnień. Opuścił wzrok, oblizując nieświadomie usta. - Chciałbym się kiedyś z tobą zmierzyć. Niewielu mam godnych przeciwników, a twoja znajomość wszelkiej broni może okazać się przydatniejsza od techniki walki - mamrotał pod nosem, jakby zastanawiał się na głos. W końcu ponownie uniósł wzrok i odsunął się o krok, choć diabelskie ogniki dalej tańczyły mu w oczach. Poruszył wymownie zbroją. - Potrzebuję pomocy.
Sebastian Regean
[ Ogień, który występuje od początku istnienia człowieka - według mitologii, oraz woda, która jest jego kompletnym przeciwieństwem. Co powiesz zatem na starcie dwóch przeciwnych żywiołów na kompleksie obozu :D ?]
OdpowiedzUsuńDanny Williams