Piekielny Ogar
Piekielny
Ogar z każdą mijającą minutą znajdował się coraz dalej od obozu. Nie mogła
dłużej zwlekać z wypełnieniem powierzonej jej misji. Wyruszyła z samego rana ze
spakowanym plecakiem i mieczem u boku. Nie miała zbyt dobrego kontaktu ze
zwierzętami, więc nie wiedziała czego mogłaby się spodziewać po mitologicznym psie,
ale dzieci Demeter jakoś jej pomogły i udzieliły potrzebnych informacji. Obrała
zachodni kierunek, który po pewnym czasie zaczęła rozpoznawać. Całkiem niedawno
tędy przejeżdżała i trasa prowadziła do najbliższego miasta Queens. Samo
wspominanie przywołało jej uśmiech na usta. Miała nadzieję, że kiedyś z Deranem
powtórzą ich mały wypad poza granice obozu. Nie skończył się w końcu, aż tak
źle. Nadal żyją. Odgoniła
zalewającą ją falę wspomnień, która wywołała przyjemny dreszcz na jej ciele i
zaczęła wypatrywać śladów ogromnych łap. Miała nadzieję, że Piekielny Ogar nie doszedł
do miasta, a jak już to nie zrobił tam zbyt dużego zamieszania. Nie chciała
widzieć jak Queens stoi w płomieniach, a ludzie z niego wybiegają. To dopiero by
była nieudana misja.
Szła
obok jedynej, przejezdnej drogi, wzrokiem szukając czarnej, czworonożnej postaci,
która powinna być dość wyrazista na tle zieleni. Obrała drogę w stronę lasu,
myśląc, że pies będzie miał tam dogodniejszy teren do harców, niż pustkowie. Ubrana
była jedynie w ciepły sweter, znoszone dżinsy i swoje ukochane conversy. Mimo,
że była klimatyczna zima, to w Ameryce utrzymywały się temperatury powyżej
zera. Delikatna warstwa śniegu osadziła się na trawie, a słońce wyglądało zza
chmur, topiąc ją. Do jutra nie pozostanie po niej ani śladu.
Weszła
do lasu. Konary wystawały z każdej strony, chcąc ją schwytać w swoje sidła, a
drzewa liściaste przepuszczały pojedyncze promienie słoneczne. Driady, rozmowne
istoty, gdzieś się pochowały, co nie wróżyło za dobrze. Omijała
konary z należytą uwagą i patrzyła gdzie stawiać stopy. O mały włos nie
wylądowałaby w gigantycznej dziurze. Trawa wokół dołu była powyrywana z
korzeniami, a sprawca dokopał się aż do wody. Kto inny mógł to zrobić jak nie
pies?
Ściągnęła
plecak i wyjęła z niego linę. Przewiązała ją sobie w pasie i zahaczyła o
grubszą gałąź. Postanowiła sprawdzić co stworzenie tam zakopało albo czego
szukało. Była to jedna dziura niestworzona w naturalny sposób. Naprawdę
ogromna. Głębokość wynosiła z cztery metry, a szerokość dorównywała wielkości
połowy boiska do piłki nożnej.
Alla zaglądnęła do środka i o mały włos by tam
nie wpadła, bo dziewczęcy głosik ją przestraszył.
-
Nie rób tego! – Blondynka obróciła się i dostrzegła jedną z driad chowającą się
za drzewem. Miała zielona skórę, rude włosy i przerażony wyraz twarzy. – Uciekaj!
Alla
odwróciła się do niej i położyła ręce na biodrach.
-
Mam misję i muszę ją wykonać. – Powiedziała stanowczym tonem. - Jak dawno widziałaś
tu Piekielnego Ogara? – Starała się wyciągnąć z niej potrzebne informacje.
Driada
spojrzała w punkt za nią i zniknęła bez słowa. Alla
pokręciła głową z rezygnacją. Leśne stworzenia zdecydowanie za łatwo można było
przestraszyć. Na dodatek były związane z jakąś roślinką, więc uciec za daleko
też nie mogły.
Nagle
coś kapnęło Alli na głowę. Krople deszczu nie urosły jeszcze do tak ogromnych rozmiarów,
a na niebie nie było ciemnych chmur. Po chwili usłyszała warczenie i poczuła na karku
ciepły oddech.Wiedziała co zobaczy jak się obróci.
Stanęła
oko w oko ze wściekłym Piekielnym Ogarem.
Wyobrażała
sobie wcześniej to spotkanie. Miało obyć się bez zaciętej walki i trwać krótko.
Pies miał być dwa razy mniejszy, bez żądzy mordu w oczach. Jej fantazje prysły
niczym bańka mydlana, gdy zobaczyła, że pies jest wielkości stadionu
futbolowego, a w ogromnych ślepiach mogła dostrzec swoją przerażoną twarz.
-
Dobry piesek. – Wypaliła, starając się wycofać. Odwrót taktyczny, w tym
momencie wydawał się jedynym racjonalnym rozwiązaniem, bo jej miecz wyglądał
jak wykałaczka w porównaniu do wielkości psa. Lina,
którą wcześniej się obwiązała, w pewnym momencie się naprężyła i nie mogła
zrobić ani kroku dalej.
No
to jej się udało.
Niemal
mogła zobaczyć jak wraca do obozu po niewykonanej misji, w podartych ubraniach,
jeśli tylko uda się jej ujść z życiem, a dzieci Afrodyty stoją i się z niej naśmiewają.
Po chwili Chejron przychodzi i wysyła innych herosów, aby uporali się z
Piekielnym Ogarem, a Alla żegna się z tytułem ,,Grupowej domku”. Głupotą
było wybranie się samej na misję. Według reguł przysługiwała jej dwójka
kompanów, ale ona nikogo nie wzięła, chcąc udowodnić ile sama jest warta. Jak
szybko czarna myśl się pojawiła, tak szybko zniknęła, zastąpiona przez
determinację i upór. Nie da tak łatwo za wygraną. Nie jakiemuś psu.
Wyciągnęła
miecz. Ostrze
błysnęło w świetle słońca, a pies skupił na niej swoje spojrzenie. Zamachnęła
się i przecięła linę, która ją więziła. Szybkim
ruchem schowała miecz do pochwy i zrobiła poślizg. Po chwili znalazła się po
drugiej stronie psa. Tył nie wyglądał lepiej niż przód. Licząc,
że trochę mu zajmie obrócenie się do niej przodem. Zwinęła sznur i zaczęła wspinać
się na drzewo. Uważnie stawiała kroki, aby nie spaść, ale w pewnym momencie
gałąź nie wytrzymała jej ciężaru. Zawisła w powietrzu, tym samym skupiając na
sobie uwagę psa, który do tej pory chodził w kółko i starał się ją wywęszyć,
ale teraz dostał patykiem prosto w łeb.
Alla
przeklęła swoje ‘szczęście’ i zaczęła się podciągać. Nie ułatwiało jej to, że
Piekielny Ogar stanął na tylne łapy i zaczął węszyć wśród liści, aby ją
znaleźć. Więc zamiast chwycić się tej gałęzi, której chciała się złapać, przez
wdech powietrza psa, chwytała inną.
Takim
oto sposobem wkrótce znalazła się na twarzy czworonoga.
-
Na gacie Apolla. – Mruknęła i zaczęła się wspinać po pysku zwierzęcia, mając w
głowie obmyślony plan działania. Umyślnie
rozwinęła linę, a pies widząc jak coś dynda mu przed oczami, od razu to chapnął
i pociągnął. Alla
nadal obwiązana, poleciała do tyłu i teraz wisiała w powietrzu, machając nogami i próbując się
wspiąć po sznurze, a pies zaczął żuć linę. Wiedziała, że tak łatwo jej nie
puści. Równie dobrze mogłaby się odciąć, ale pies znał już jej zapach i z
pewnością podążyłby za nią.
Gdy
usiadła na grzbiecie Piekielnego Ogara, ręce miała całe czerwone i obolałe.
Zmusiła się jednak do złapania końca liny i zaciśnięcia jej. Utworzyła wędzidło
i teraz mogła kierować czworonogiem, który starał się ją z siebie zrzucić. Czarną
sierść miał miękką i krótko ostrzyżoną. Widać, że Hades o niego dbał i musiał
poczekać na odpowiedni moment do ucieczki. Nie wiedziała czy miała go zwrócić,
czy przyprowadzić do Obozu. Na razie robił co mu kazała, bo była do niego
przywiązana, ale czy nie pozjadałby herosów, gdyby go spuściła ze ‘smyczy’?
Uśmiechnęła
się na jego desperackie próby wyrwania się. Nie miał szans. Alla na jego grzbiecie czuła się tak pewnie, jak w siodle.
-
I co ja mam z tobą zrobić? – Powiedziała na głos i poklepała psa po głowie.
Nagle
poczuła jak mięśnie czworonoga się rozluźniają, a jego ruchy staja się mniej
gwałtowne. Zaczął nawet radośnie merdać ogonem. Była pewna, że z jego oczu
zniknęła żądza mordu.
-
Cuchniesz śmiercią.
Usłyszawszy
znajomy głos, zerknęła przez ramię na drzewo, po którym się wspinała. Zobaczyła
spotkaną wcześniej driadę. Na jej twarzy gościła ulga.
Alla
ledwo powstrzymała się od upewnienia się czy faktycznie tak pachnie. W
jej głowie zawitała pewna myśl. Hades dał jej swoje błogosławieństwo.
Nie
wiedziała czy Pan Podziemi chciał się po prostu pozbyć z głowy psotnika, czy
umocnić granicę Obozu, która ostatnio osłabła i potwory częściej się przedostawały
do środka, ale jednego była pewna. Pies
ją polubił, bo co chwilę rzucał jej spojrzenie swoich ślepi, w których
zagościły wesołe ogniki. Nie mogła go po prostu oddać, a Hades zgadzał się z
jej decyzją. Na dodatek w obozie będzie miał Panią O’Leary jako towarzyszkę.
-
Dzięki za pomoc. – Rzuciła w stronę driady, która zapewne usłyszała sarkazm w
jej głosie.
-
Nie lubię psów. – Wzruszyła ramionami i zniknęła.
Alla
przewróciła swoimi błękitnymi oczami i chwyciła pewniej sznur. Najwyższy czas
wrócić do Obozu. Pies
jakby przeczytał jej myśli i po chwili rozpłynął się, razem z nią, w mrok. Po
chwili byli już w obozie, a ona opadła na jego grzbiet. Czuła płytki oddech
psa, a jego miękkie futro łaskotało ją w policzek.
Zdecydowanie
nie polubiła podróży cieniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz