I hear the sons of the city and dispossessed
| Lucretia Violin |
| Córka Hekate |
| 18 lat |
Lucretia nigdy nie narzekała na swoje wcześniejsze życie. Zawsze dostawała to, czego chciała, niczym córeczka tatusia. Nie miała żadnego rodzeństwa, jednak nigdy jej to nie przeszkadzało. Była zapatrzoną w siebie, egoistyczną divą szkoły. Nikt nie śmiał jej się przeciwstawić. Bardzo łatwo wybuchała, jej działania rzadko były przemyślane. Ma ADHD oraz dysleksję, mimo to niegdyś była wzorem dla młodszych od siebie dziewczynek. Często miewa skrajne emocje, potrafi z radości od razu przejść do płaczu. Jest wysoka i bardzo szczupła, mimo iż uwielbia jeść. Lubiła otaczać się znajomymi, których jednak w większości nie znała.
Od kiedy pamięta, w jej życiu działy się dziwne rzeczy. Kiedy miała osiem lat, nauczyła się materializować swoje pragnienia. Na początku myślała, że to normalne - nikt jej nie powiedział, że tworzenie materii siłą własnego umysłu jest niemożliwe. Dopiero po roku uświadomiła sobie, że nie jest do końca normalna. Wbrew sobie, starała się ukrywać ten fakt - była pewna, że nigdy nie dowie się, skąd to wszystko się bierze. Gdyby wiedziała, jak bardzo się myliła, najchętniej powiedziałaby komuś o swoich zdolnościach, zostałaby wtedy zapewne zamknięta w szpitalu psychiatrycznym - i byłoby po sprawie.
Niestety, było znacznie gorzej.
Wcale nie jest przyjemnie znaleźć rozzłoszczonego piekielnego ogara tuż przed domem.
Lucretii zrobiło się wtedy niedobrze. Nigdy nie widziała czegoś podobnego. Ze strachu nie mogła się ruszyć.
Najgorsze było to, że potwór zaszarżował. Na nią.
Poczuła nagły przypływ adrenaliny. Uskoczyła na bok, unikając zębów ogara. Miał on jednak dobry refleks - zatrzymał się i znów ruszył ku niej.
To niemożliwe, to wytwór mojego umysłu, powtarzała sobie w myślach. Wtedy jednak potwór jej wielkości przygniótł ją swoim ciężarem i poczuła jego oddech na twarzy. Co więcej, nikt z przechodniów nie zareagował.To było absurdalne.
Pomyślała, że to z pewnością już koniec. Gdyby tylko miała się czym bronić...
Wtedy w jej ręce pojawił się miecz. No, tak! Zupełnie zapomniała o swoich zdolnościach. Szkoda tylko, że nie miała pojęcia, jak się tym posługiwać. Z resztą, jeśli ma umrzeć, co jej szkodzi. Piekielny ogar już szykował się do odgryzienia jej głowy. Wbiła ostrze w jego brzuch.
Mogła wstać. Przed nią unosił się żółty pył.
To, co przed chwilą się stało, przeraziło wtedy jedenastoletnią Lucretię. Wmawiała sobie, że to tylko sen, chociaż wszystko było tak realne. Nie chciała mówić nikomu o tym, co się tu zdarzyło.
Próbowała zapomnieć. Nie mogła. Kiedy już prawie jej się udało, znowu zdarzyło się coś dziwnego.
Tym razem nie był to piekielny ogar. To był ogromny cyklop.
Mieszkał w starym domu, do którego Lucretia czasem przychodziła - chowała tam różne, zbędne drobiazgi. Wcześniej nigdy go nie widziała i nie miała pojęcia, kiedy przyszedł. Wiedziała, że wpadła w poważne kłopoty.
Spotkanie z piekielnym ogarem czegoś ją nauczyło - ten stwór z pewnością nie jest pokojowo nastawiony. "Omójboże...", pomyślała sparaliżowana strachem. Wiedziała jednak, że jeśli nie zacznie działać, będzie bardzo źle. W jej dłoni pojawił się miecz. Zakradła się na koanach do skrzyni tuż za cyklopem. Widocznie wyczuł jej obecność, ponieważ odwrócił się i zaśmiał.
"Nie zauważy mnie. Nie może mnie zauważyć. Nie zauważy, nie zauważy..." - próbowała się uspokoić, jednak sama nie wierzyła w swoje słowa.
Ku jej zdziwieniu, gdy olbrzym do niej podszedł, nie zwrócił na nią uwagi. Mimo to nie mogła się powstrzymać i cicho pisnęła. Teraz patrzył się na nią. Wpatrywał się w jej twarz, jednak zaklął i podszedł dalej.
Lucretia była, delikatnie mówiąc, zdziwiona. Nie mógł jej przeoczyć. Spojrzała się na siebie.
Nic nie zobaczyła. Nie, to niemożliwe.
Chociaż była już świadkiem wielu niemożliwych rzeczy.
Nie zobaczyła nic, oprócz dywanu, na którym kucała. Nie widziała też miecza, chociaż wyraźnie czuła, że ściska go zapoconą dłonią.
Wstała. Czuła się już pewniej. Zaczęła podchodzić to cyklopa, często zmieniając kierunek - zauważyła, że jeden z jego zmysłów jest wyostrzony, zapewne to ją wcześniej zdradziło. Nie mogła sobie pozwolić na wpadkę.
Była już bardzo blisko. Zaszarżowała.
Udało się. Nie miała pojęcia, jakim prawem. Ponownie, tak jak w przypadku piekielnego ogara, unosił się przed nią żółty pył.
Rzuciła miecz na ziemię. "Teraz wszyscy mogą mnie zobaczyć", pomyślała. Udało się. Wreszcie widziała swoje ciało.
Wybiegła z budynku. "Nigdy tu nie wrócę, nigdy tu nie wrócę, nigdy tu nie wrócę... Nigdy!" - powtarzała w myślach, biegnąc do domu.
Podjęła decyzję. Tak dłużej nie może być.
- Tato, wiesz, że nie jestem do końca normalna?
Zabrzmiało to raczej jak oznajmienie niż pytanie. Oczywiście, że wiedział. Przecież jest jego córką.
Pewnie rodzic normalnego dziecka zdziwiłby się i zacząłby tłumaczyć, że dziecko jest zupełnie normalne, jednak tak nie było w przypadku Lucretii. Jej ojciec spochmurniał. Tak, wiedział. Wiedział też, że wreszcie nadejdzie moment, gdy jego córka to sobie uświadomi. To musiało stać się do jej trzynastego roku życia, do którego młodzi półbogowie musieli dowiedzieć się o swojej tożsamości. Tak będzie dla nich lepiej.
"Twoją matką jest grecka bogini". Zabrzmiało absurdalnie, ale z drugiej strony dziewczyna doświadczyła wystarczającej liczby absurdalnych rzeczy. Mimo to, nie potrafiła w to uwierzyć.
-Twoją matką jest Hekate, bogini czarów. Zastanawiałaś się kiedyś, dlaczego rzeczy pojawiają się przed tobą od tak, kiedy tego zapragniesz?
Skąd on to wiedział? Przecież nikomu tego nie mówiła!
Scenariusz jej ojca był pokręcony, jednak może i miał trochę sensu. Lucretia mimo to nie uwierzyła. Kto by uwierzył? Przecież greccy bogowie nie istnieją!
"Zabiorę cię gdzieś"
Będzie zawsze pamiętać te słowa. Nie wiedziała, że jej życie zmieni się o 180 stopni.
Obóz Herosów. Jedyne miejsce na świecie, gdzie czujemy się bezpieczni.
Na początku nic do niej nie docierało. To wszystko to totalne bzdury, przecież nie ma czegoś takiego jak greccy bogowie, a już szczególnie ich półboskie dzieci!
Dopiero pobyt z takimi jak ona pozwolił jej uświadomić sobie, że to wszystko jest jednak prawdą. Przestała być egoistyczną divą. Odnalazła prawdziwe ja.
C.I.E.K.A.W.O.S.T.K.I.
>Ma szare oczy, jak dziecko Ateny.
>Boi się ciemności.
>Jest całoroczna.
>W obozie przebywa od siedmiu lat, jest jedną z najstarszych obozowiczów.
>Walczy mieczem, ale potrafi wykorzystać także zaklęcia.
>Interesuje się przedstawicielami obu płci.
K.O.N.T.A.K.T.
Jestem otwarta na wszelkie związki.
Piszcie w komentarzach bądź też na mój email: reynaxavila@gmail.com
Od kiedy pamięta, w jej życiu działy się dziwne rzeczy. Kiedy miała osiem lat, nauczyła się materializować swoje pragnienia. Na początku myślała, że to normalne - nikt jej nie powiedział, że tworzenie materii siłą własnego umysłu jest niemożliwe. Dopiero po roku uświadomiła sobie, że nie jest do końca normalna. Wbrew sobie, starała się ukrywać ten fakt - była pewna, że nigdy nie dowie się, skąd to wszystko się bierze. Gdyby wiedziała, jak bardzo się myliła, najchętniej powiedziałaby komuś o swoich zdolnościach, zostałaby wtedy zapewne zamknięta w szpitalu psychiatrycznym - i byłoby po sprawie.
Niestety, było znacznie gorzej.
Wcale nie jest przyjemnie znaleźć rozzłoszczonego piekielnego ogara tuż przed domem.
Lucretii zrobiło się wtedy niedobrze. Nigdy nie widziała czegoś podobnego. Ze strachu nie mogła się ruszyć.
Najgorsze było to, że potwór zaszarżował. Na nią.
Poczuła nagły przypływ adrenaliny. Uskoczyła na bok, unikając zębów ogara. Miał on jednak dobry refleks - zatrzymał się i znów ruszył ku niej.
To niemożliwe, to wytwór mojego umysłu, powtarzała sobie w myślach. Wtedy jednak potwór jej wielkości przygniótł ją swoim ciężarem i poczuła jego oddech na twarzy. Co więcej, nikt z przechodniów nie zareagował.To było absurdalne.
Pomyślała, że to z pewnością już koniec. Gdyby tylko miała się czym bronić...
Wtedy w jej ręce pojawił się miecz. No, tak! Zupełnie zapomniała o swoich zdolnościach. Szkoda tylko, że nie miała pojęcia, jak się tym posługiwać. Z resztą, jeśli ma umrzeć, co jej szkodzi. Piekielny ogar już szykował się do odgryzienia jej głowy. Wbiła ostrze w jego brzuch.
Mogła wstać. Przed nią unosił się żółty pył.
To, co przed chwilą się stało, przeraziło wtedy jedenastoletnią Lucretię. Wmawiała sobie, że to tylko sen, chociaż wszystko było tak realne. Nie chciała mówić nikomu o tym, co się tu zdarzyło.
Próbowała zapomnieć. Nie mogła. Kiedy już prawie jej się udało, znowu zdarzyło się coś dziwnego.
Tym razem nie był to piekielny ogar. To był ogromny cyklop.
Mieszkał w starym domu, do którego Lucretia czasem przychodziła - chowała tam różne, zbędne drobiazgi. Wcześniej nigdy go nie widziała i nie miała pojęcia, kiedy przyszedł. Wiedziała, że wpadła w poważne kłopoty.
Spotkanie z piekielnym ogarem czegoś ją nauczyło - ten stwór z pewnością nie jest pokojowo nastawiony. "Omójboże...", pomyślała sparaliżowana strachem. Wiedziała jednak, że jeśli nie zacznie działać, będzie bardzo źle. W jej dłoni pojawił się miecz. Zakradła się na koanach do skrzyni tuż za cyklopem. Widocznie wyczuł jej obecność, ponieważ odwrócił się i zaśmiał.
"Nie zauważy mnie. Nie może mnie zauważyć. Nie zauważy, nie zauważy..." - próbowała się uspokoić, jednak sama nie wierzyła w swoje słowa.
Ku jej zdziwieniu, gdy olbrzym do niej podszedł, nie zwrócił na nią uwagi. Mimo to nie mogła się powstrzymać i cicho pisnęła. Teraz patrzył się na nią. Wpatrywał się w jej twarz, jednak zaklął i podszedł dalej.
Lucretia była, delikatnie mówiąc, zdziwiona. Nie mógł jej przeoczyć. Spojrzała się na siebie.
Nic nie zobaczyła. Nie, to niemożliwe.
Chociaż była już świadkiem wielu niemożliwych rzeczy.
Nie zobaczyła nic, oprócz dywanu, na którym kucała. Nie widziała też miecza, chociaż wyraźnie czuła, że ściska go zapoconą dłonią.
Wstała. Czuła się już pewniej. Zaczęła podchodzić to cyklopa, często zmieniając kierunek - zauważyła, że jeden z jego zmysłów jest wyostrzony, zapewne to ją wcześniej zdradziło. Nie mogła sobie pozwolić na wpadkę.
Była już bardzo blisko. Zaszarżowała.
Udało się. Nie miała pojęcia, jakim prawem. Ponownie, tak jak w przypadku piekielnego ogara, unosił się przed nią żółty pył.
Rzuciła miecz na ziemię. "Teraz wszyscy mogą mnie zobaczyć", pomyślała. Udało się. Wreszcie widziała swoje ciało.
Wybiegła z budynku. "Nigdy tu nie wrócę, nigdy tu nie wrócę, nigdy tu nie wrócę... Nigdy!" - powtarzała w myślach, biegnąc do domu.
Podjęła decyzję. Tak dłużej nie może być.
- Tato, wiesz, że nie jestem do końca normalna?
Zabrzmiało to raczej jak oznajmienie niż pytanie. Oczywiście, że wiedział. Przecież jest jego córką.
Pewnie rodzic normalnego dziecka zdziwiłby się i zacząłby tłumaczyć, że dziecko jest zupełnie normalne, jednak tak nie było w przypadku Lucretii. Jej ojciec spochmurniał. Tak, wiedział. Wiedział też, że wreszcie nadejdzie moment, gdy jego córka to sobie uświadomi. To musiało stać się do jej trzynastego roku życia, do którego młodzi półbogowie musieli dowiedzieć się o swojej tożsamości. Tak będzie dla nich lepiej.
"Twoją matką jest grecka bogini". Zabrzmiało absurdalnie, ale z drugiej strony dziewczyna doświadczyła wystarczającej liczby absurdalnych rzeczy. Mimo to, nie potrafiła w to uwierzyć.
-Twoją matką jest Hekate, bogini czarów. Zastanawiałaś się kiedyś, dlaczego rzeczy pojawiają się przed tobą od tak, kiedy tego zapragniesz?
Skąd on to wiedział? Przecież nikomu tego nie mówiła!
Scenariusz jej ojca był pokręcony, jednak może i miał trochę sensu. Lucretia mimo to nie uwierzyła. Kto by uwierzył? Przecież greccy bogowie nie istnieją!
"Zabiorę cię gdzieś"
Będzie zawsze pamiętać te słowa. Nie wiedziała, że jej życie zmieni się o 180 stopni.
Obóz Herosów. Jedyne miejsce na świecie, gdzie czujemy się bezpieczni.
Na początku nic do niej nie docierało. To wszystko to totalne bzdury, przecież nie ma czegoś takiego jak greccy bogowie, a już szczególnie ich półboskie dzieci!
Dopiero pobyt z takimi jak ona pozwolił jej uświadomić sobie, że to wszystko jest jednak prawdą. Przestała być egoistyczną divą. Odnalazła prawdziwe ja.
C.I.E.K.A.W.O.S.T.K.I.
>Ma szare oczy, jak dziecko Ateny.
>Boi się ciemności.
>Jest całoroczna.
>W obozie przebywa od siedmiu lat, jest jedną z najstarszych obozowiczów.
>Walczy mieczem, ale potrafi wykorzystać także zaklęcia.
>Interesuje się przedstawicielami obu płci.
K.O.N.T.A.K.T.
Jestem otwarta na wszelkie związki.
Piszcie w komentarzach bądź też na mój email: reynaxavila@gmail.com
[ Co mam zrobić z tym faktem iż mamy teraz dwie grupowe Hekate? ]
OdpowiedzUsuń| Brae
Nie zauważyłam, zaczęłam pisać pierwsza ale ktoś mnie wyprzedził. Edytuję jak tylko będę przy komputerze.
Usuń[ Okey, spoczko c; ]
Usuń| Brae
( Witam na blogu. Wątek? :3 )
OdpowiedzUsuńAnne
No część.
UsuńPewnie, zacznij. :3
Prychnęła, gdy dostała poduszką od jednej z dziewczyn ze swojego domku. Odwróciła się na pięcie i rzuciła w nią z całej siły, co poskutkowało tym, że uderzyła głową w ścianę. Zdjęła poduszkę z twarzy i posłała Anne spojrzenie "podejdź, a poderżnę ci gardło żyletką". Westchnęła i wyszła z domku, ignorując wojnę, jaką za sobą zostawiała. Ruszyła powolnym krokiem w stronę lasu, ale zatrzymała się w połowie drogi. Tym razem skierowała się w stronę ogniska, które o dziwo nie płonęło. Był ranek, więc nie miała pojęcia, czemu się tak dziwi. Wszyscy byli teraz na śniadaniu, a raczej powinni. Ona nie było głodna. Usiadła pod drzewem i zaczęła obserwować obóz, co w ostatnim czasie było jej ulubionym zajęciem.
OdpowiedzUsuńAnne