Imię i nazwisko: Miri Flaved
Wiek: Zdecydowanie powyżej czterdziestki, natomiast dzięki pomocy bogów wygląda na szesnaście
Domek: Kiedyś domek podopiecznych Artemidy (łowczyni), aktualnie Wielki Dom jako nauczycielka*
Rodzina: Madrin Flaved (syn Aresa), Julia Denor (córka Demeter)
- I dlatego właśnie wróciłam - wzrok szatynki wyrażał coś między zmęczeniem, a zniesmaczeniem równym przeżuciu starej podeszwy. To, że bogowie chcieli, żeby wróciła to jedno, a to, że musiałaby się użerać w Wielkim Domu razem z Panem D. to zupełnie co innego. Szef obozu najwyraźniej również nie był najbardziej optymistycznie nastawiony do pomysłu Olimpijczyków. Wciąż pamiętał drobne spory pomiędzy nim i łowczynią, choć w gruncie rzeczy zdawał sobie świetnie sprawę z tego, że bywali herosi, którzy sprawiali znacznie większe problemy.
- Jeśli dobrze rozumiem Zeus chce, żebyś prowadziła zajęcia z panowania nad darami dla herosów nimi obdarzonymi.
Łowczyni skinęła głową. Sama posiadała dar związany z panowaniem nad roślinnością, który opanowała już w młodości, a lata praktyki i pomocy innym w odnalezieniu własnych mocy sprawiały, że rzeczywiście, gdyby nie jej charakter sama sobie wydałaby się świetną kandydatką.
- Wiem, że nie macie aktualnie takich zajęć w programie, ale zrozum, że nic nie daje nam tak wielkiej przewagi jak nauczenie się dysponowania boską częścią naszej natury. W dodatku, dzięki znajomości ziół i umiejętności ich wytwarzania, mogę się przydać w obozowym szpitalu.
- Miri Flaved pomagająca cierpiącym, zamiast odwracającej się od ludzi przez ich słabości, a to ciekawe - zakpił Dionizos, a łowczyni posłała mu mordercze spojrzenie. Rzadko kiedy była aż tak pewna tego, co musi zrobić, zwłaszcza, że, w przeciwieństwie do boga wina, była na bieżąco z informacjami o mitologicznych stworach, które z roku na rok stawały się coraz silniejsze i starały się znaleźć sposób na wdarcie się do obozu.- Ale niestety wszystko zależy ode mnie, czyż nie?
Sztuczny uśmiech Olimpijczyka sprawił, że jedyne o czym myślała, to rozkwaszenie jego gęby jednym, szybkim ruchem pięści. Siłą woli zmusiła się jednak do opanowania.
- Myślę jednak, że Olimpijczycy mogliby poczuć się urażeni twoją odmową - rzuciła jakby od niechcenia. - I nie wiem... Może na przykład przedłużyliby twój pobyt w tym jakże atrakcyjnym miejscu.
Widziała, że trafiła w sedno, teraz już tylko słowna zgoda dzieliła ją od powrotu do miejsca, w którym spędziła zdecydowaną większość swojego życia. Dionizos zacisnął zęby i po krótkiej chwili milczenia mruknął:
- A więc Miri, witaj w obozie. Wiesz gdzie jest Wielki Dom, weź pokój na parterze po lewej. Na dniach dostaniesz odpowiedź, czy dodamy twój przedmiot, czy zostaniesz tylko w szpitalu.
Słowo "przedmiot" niemal wypluł z ust, dając do zrozumienia, co sądzi na temat ingerowania w plan obozu.
Instrukcja obsługi Miri:
- Karm
- Nie użalaj się nad sobą
- Pokaż, że coś potrafisz
Jeżeli wśród obozowej kadry pedagogicznej znajdzie się ktoś, kto z uporem maniaka przeanalizuje, każdy nawet najdrobniejszy mięsień swoich (i nie tylko swoich) podopiecznych, to będzie to Miri. Kobieta lubi podziwiać męskie ciało i na podstawie swoich obserwacji wywnioskowała, że statystycznie najlepiej wypadają w rankingach synowie Hermesa. W wolnych chwilach je, je, je i dziękuje bogom za swoją przemianę materii, dzięki której nie przypomina jeszcze zapaśnika sumo. Kiedyś jej podopieczna narysowała krótki komiks o przygodach łowczyni z nieustającym głodem, w którym umieściła dymek "Karm mnie, a będę twoja". Miri jednak nigdy nie była z mężczyzną, gdyż jako łowczyni czuje się zobowiązana do przestrzegania ich zasad. Najważniejsze są dla niej własne przekonania, na przykład to, że samobójstwo jest najwyższą formą tchórzostwa, czy że tchórzostwo jest najgorszą odmianą słabości. Zlekceważyła je jeden raz w stosunku do członka rodziny (Alexandra Bellatora) i długo tego żałowała. Brakuje jej wielu rzeczy z opanowaniem i cierpliwością na czele. Nie należy do osób specjalnie taktownych, głównie ze względu na to, że szczerość to jej drugie imię. Za pobudkę wczesnym rankiem gotowa zabić, ale w kryzysowych sytuacjach jest niezastąpiona. Charakter nie zaskarbia jej zbyt wielu przyjaciół, ale tych, których ma, szanuje i jest im wierna do grobu. Nie szczerzy się na widok małych dzieci, co nie znaczy, że ich nie lubi. Docenia ludzi, którzy wkładają swój trud w to aby czegoś dokonać, a brzydzi się słabością. Każdy, kto pokazuje, że nie umie wziąć się w garść, nie powinien liczyć na jej sympatię. Nie jest zbyt rozrywkowa, z wiekiem coraz bardziej przestawia się na tryb pracy nad sobą, pracy na rzecz innych i pracy nad innymi. Chciałaby zrozumieć więcej niż rozumie, dlatego wysłuchuje każdego, kto tego potrzebuje, liczy jednak, że zaraz po tym dana osoba przestanie się użalać nad sobą i stanie na wysokości każdego zadania. Czasem bardzo potrzebuje przytulenia, ale za nic by się do tego nie przyznała, jej życie nauczyło ją radzić sobie samej nawet gdy to trudne. Przeżyła śmierć zbyt wielu swoich przyjaciół, by nie doceniać życia, co jeszcze bardziej utwierdza ją w przekonaniu, że nie ma prawa okazać słabości, lub rozczulać się nad sobą, byłoby to ubliżenie tym osobom. Między innymi dlatego rzadko opowiada innym swoją historię, która, choć długa i ciekawa, przepełniona jest wieloma rzeczami, do których jej zdaniem nie warto wracać.
Lubi: Dzieci Hefajstosa
Nie lubi: Dzieci Afrodyty - choć uważa, że bywają przydatne
Zazdrości: Dzieciom Ateny i Posejdona
Odnajduje się wśród: Dzieci Aresa i Demeter
Ma słabość do: Dzieci Hermesa
Ciekawią ją: Dzieci Hadesa
Reszta jest jej obojętna
Jeśli powiedzenie: nie oceniaj książki po okładce; jest prawdą, to Miri jest tego najlepszym przykładem. Ta filigranowa kobieta, mierząca sobie zawrotne metr sześćdziesiąt sześć, wprawdzie posługuje się głównie łukiem, ale do rękoczynów jej również niedaleko. Poza tym, która półbogini w wieku lat ponad czterdziestu wygląda na szesnaście. Drobną twarzyczkę o odrobinę azjatyckich rysach okalają średniej długości, proste włosy w kasztanowym kolorze. Nie wyróżniają się one za bardzo w lesie i tylko wspomagają maskowanie się w koronach drzew dla ucieczki od niechcianego towarzystwa. Natomiast tym, co przyciąga wzrok, jest para ciemnych, hipnotyzujących tęczówek. Na swoje szczęście, czy nieszczęście, Miri kompletnie nie zdaje sobie sprawy z tego jak mogłaby działać na mężczyzn, gdyby, zamiast odpychać, próbowała ich przyciągać. Zwyczajnie od chwili stania się łowczynią nie dopuściła do siebie takiej myśli, że mogłaby kiedyś z kimś być, dlatego niczym dziwnym nie będzie dostrzeżenie jej przy śniadaniu spóźnionej, potarganej i z odciśniętą na twarzy poduszką.
[ *Proszę, żeby administracja zdecydowała, czy ewentualnie można dodać taki przedmiot zajęć jak "opanowanie daru", czy mam przekwalifikować Miri, czy po prostu wysłać ją do szpitala obozowego jako pomoc, czy nabroiłam już na starcie i mam cofnąć Miri w jej historii bardzo na początek do etapu uczestnika obozu (żal mi po prostu jej historii, żeby pisać od nowa inaczej).]
( Miło mi powitać cie w naszym obozie! Na prawde fajny pomysł mialas tworząc ta postac. Co do zajęć oczywiście ze mogę takie dodać... Nawet niektórym bardzo sie takie zajęcia przydadzą c: )
OdpowiedzUsuń| Brae.
[ Pewnie. Cóż Miri mogłaby pomóc Blair opanować jej 'dar' (dla niej przekleństwo) zamiany w zwierzęta. Zaczęłabyś? ]
OdpowiedzUsuń| Blair
[ Chętnie, jak masz jakiś pomysł to zacznij :) ]
OdpowiedzUsuń>Arten
Słyszał z oddali śmiechy i śpiewy obozowiczów. Wczoraj przyszedł na ognisko jednak został tam niezbyt mile potraktowany przez nieznanego mu herosa, więc w najbliższym czasie będzie spędzał wieczory tak jak zawsze. Siedział na brzegu rzeki wpatrując się w najady, które chichotały i co chwilę machały synowi Posejdona. Miał już z nimi bliższy kontakt, zatem zachował odstęp między taflą wody. Słyszał, że do obozu przyjechała niedawno jakaś dziwna nauczycielka. Nie znał szczegółów.
OdpowiedzUsuńWtedy kątem oka dostrzegł, że coś się za nim porusza. Obecnie ufał tylko kilku osobom. Szybko się odwrócił i już przygotował pięść utworzoną z wody, lecz nie zdążył jej nawet dobrze uformować, gdy dziwna rzecz, chyba jakiś korzeń, wepchnęła go do wody. Najady zaskoczone odpłynęły, a on sam spod tafli wody obserwował roślinę, która wrzuciła go do rzeki.
Z początku był tak zaskoczony, że zapomniał o swojej umiejętności oddychania pod wodą. Wstrzymał chwilowo oddech, ale szybko wypuścił powietrze uspokajając się nieco. Poczekał aż owy korzeń zniknie i wynurzył głowę z wody. Zobaczył kobietę, a raczej dziewczynę. Wyglądała jakby miała tyle lat co Arten. Spojrzał na nią podejrzliwie. Co chciała osiągnąć? Pośmiać się? Trzeba było wrzucić jakieś dziecko Hefajstosa do ogniska, może miałaby większą radochę. Obrzucił ją niezbyt przyjacielskim spojrzeniem.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń- O co ci chodzi? - już drugi raz w tym tygodniu został wrzucony do rzeki. Za pierwszym razem był to taki żart najad. To już powoli stawało się nudne. Wyszedł z wody. Cały był mokry: z jego ubrań aż wylewała się woda z rzeki. Zdjął bluzę i rzucił go na trawę wkurzony. Machnął ręką i pozbył się z ubrania wody, która wsiąkła w ziemię. Wycisnął wodę z koszulki obozowej przez co była pognieciona. Machnął znów ręką i teraz już całe jego ubranie było suche, lecz nie do końca: spodnie i koszulka były jeszcze trochę wilgotne. Machnął głową i strzepnął z włosów większość wody robiąc niewielki deszczyk wokół siebie. Wciągnął dużo powietrza do płuc uspokajając się trochę i spojrzał na nieznajomą. - Nie, nie na ognisku. Wole pływać wieczorami w rzece. Dzięki za pomoc przy wejściu do wody. - w jego głosia dalej można było usłyszeć irytację. Nagle cały obóz jest przeciwko niemu? Przyjrzał się teraz uważnie dziewczynie. Możliwe, że gdzieś ją już widział, może w obecności Chejrona lub Pana D. Narazie niezbyt sobie zawracał tym głowy.
Usuń>Arten
Już wiedział skąd ją kojarzył. Niedawno w stołówce kilku obozowiczów rozmawiało ze sobą na jej temat, mówili coś o dziwnych i specyficznych lekcjach. Kiedy nauczycielka szła obok ich stolika oni umilkli i wrócili do spożywania swojego obiadu. Arten domyślił się, że ta dziewczyna, która obok nich przeszła, stała teraz naprzeciwko. Nie miał jeszcze z nią lekcji i szczerze mówiąc nie chciał mieć z nią nic wspólnego skoro chyba wszyscy herosi w obozie, którzy mieli z nią styczność, niezbyt dobrze się o niej wypowiadali. Pochylił się nad bluzą cały czas obserwując nauczycielkę. Zgarnął ubranie ręką i poszedł w stronę ogniska. W końcu niegłupim pomysłem było wysuszenie się do końca przy ogniu, lecz równie dobrze mógłby wywiesić mokre ubrania w pokoju i zostawić je na noc. Co chwilę zerkał na dziewczynę. Dziwnie się zachowywała jednak nie chciał mieć z nią na pieńku.
OdpowiedzUsuń>Arten
Usiadł jak najdalej od ognia i innych obozowiczów. Oparł łokieć o kolano, a policzek o dłoń wpatrując się w płomienie i półbogów śpiewających przy ognisku. Co chwilę zerkał na Miri mając nadzieję, że jej wzrok w końcu powie mu, że może już iść. Niezbyt dobrze czuł się w towarzystwie innych. Wolałby teraz siedzieć w swoim domku, grać na skrzypcach lub robić cokolwiek innego tylko nie być przy takim tłumie herosów. W pewnym momencie podeszła do niego dziewczyna, którą widział niedawno na trybunach areny. Usiadła obok niego i uśmiechnęła się szeroko.
OdpowiedzUsuń- Widziałam wczoraj jak walczyłeś z jednym z synów Aresa. Fajnie ci szło.
Arten był trochę speszony. Nie dość, że wcale nie walczył z jakimś osiłkiem to jeszcze przegrał tą walkę. Wzruszył ramionami.
- Przegrałem.
- Ale jak na osobę, która niedawno przyszła do obozu dobrze posługujesz się mieczem. Bo wiesz co... mi niezbyt dobrze idzie. Pomógłbyś mi?
Z tłumu chichoczących dziewczyn w różowych modnych ciuchach siedzących naprzeciwko niego chłopak wywnioskował, że to córa Afrodyty. Znowu zaczęły się bawić w tą głupią grę, która polega na rozkochaniu w sobie faceta, a potem rzucenie go na oczach wielu obozowiczów. Arten wiele razy już widział to w jaki sposób dzieci bogini miłości bawią się uczuciami innych.
- Przepraszam ale nie mam ochoty.
Wstał i zostawił ją w przegranej sytuacji. Szedł w stronę domków zostawiając za swoimi plecami oszołomione dzieci Afrodyty i na pewno zdenerwowaną dziewczynę. Odchodząc zerknął na Miri. Teraz już nie doszukiwał się pozwolenia na odejście od grupy herosów, po prostu ją zignorował mając nadzieję, że już jej nie spotka.
>Arten
Od kiedy odmówił jednej z córek Afrodyty brania udziału w jej głupiej grze cały jej domek krzywo się na niego patrzył. Na szczęście mieszkali dość daleko od domku Posejdona. Dwa dni później nieprzyjemna atmosfera powoli znikała. Arten robił to co zawsze, dzieci Afrodyty robiły to co zawsze. Nie wchodzili sobie nawzajem w drogę. Niestety była też osoba, która nie wyrzuciła w niepamięć sytuacji sprzed kilku dni.
OdpowiedzUsuńArten siedział teraz w zbrojowni, gdzie przymierzał nowe napierśniki, bo te stare zostały już zniszczone przez pewne niewyżyte dziecko Aresa. W pewnym momencie usłyszał głos, którego nie chciał słyszeć. Odwrócił się i słuchał co nauczycielka ma mu do powiedzenia. Gdy skończyła chłopak westchnął i wrócił do zbroi.
- Jest dużo herosów lepszych ode mnie, którzy na tą misję chętnie by poszli.
Mimo, że jego odpowiedź nie była zbyt pocieszająca Arten był ciekaw o co chodziło z tą misją i co miałby robić. Od kiedy przyjechał do obozu ani razu nie przekroczył jego granicy. Fajnie by było odpocząć od tego tłumu półbogów, lecz średnio widział współpracę z dwoma nieznajomymi herosami i Miri. Mimo wszystko słuchał uważnie co nauczycielka ma mu do powiedzenia.
>Arten
Słuchał w ciszy i spokoju. Gdy skończyła spojrzał na nią.
OdpowiedzUsuń- Jak mi coś o tej misji powiesz to może się zastanowię... - mruknął nadal niezbyt przekonany. Powtórzył sobie w głowie słowa nauczycielki. Arten nikogo nie kocha, sam chyba też nie jest zbyt kochany. Z głupimi osiłkami nikt nie chce się użerać. Sam nie wie czy wierzy w siebie i swoje umiejętności. Nigdy jakoś nie miał sposobności do wykonania jakiegoś ważnego zadania. Uczył się posługiwać mieczem dla siebie, udoskonalał swoje umiejętności władania wodą dla siebie, grał na skrzypcach dla siebie, odseparował się od innych dla siebie. Rzadko miał możliwości z kimś współpracować, a jak już coś takiego musiało zaistnieć to brał wszystko w swoje ręcę i tak dyrygował ludźmi żeby wykonywali jego polecenia nawet wtedy, gdy sami o tym nie wiedzieli. Arten był niepewny co do tej misji. Pewnie będzie to polegało na współpracy między nim a innymi herosami i Miri. Średnio pałał entuzjaznem co do takiego układu.
>Arten
- Wolę spędzić kilka dni w głupim towarzystwie kilku herosów niż pośród tłumu półbogów kochających swój tyłek... - powiedział to tak bezwiednie, że aż dziwnie było tego słuchać. Może był głupi zgadzając się na misję o której nic nie wiedział. Może i był dziwny powierzając swoje życie kobiecie, której nie znał. Może i był w obozie bezpieczny, lecz w prawie pustym domku doświadczenia się nie nabierze. - Zgodziłem się, czy teraz możesz mi cokolwiek powiedzieć? Albo chociaż jakie osoby wezmą udział w misji? - Jeśli mi nie odpowie to dziś nie zasne - pomyślał Artem. Może jego mimika twarzy i ciała na to nie wskazywała ale w głowie miał chaos i ciągle napływające myśli. Swoje ADHD ukrywał tylko dla siebie. Jeśli coś nie dawało mu spokoju to tak zostanie póki nie rozwiąże problemu. Taki już był, nadpobudliwy dla siebie.
OdpowiedzUsuń>Arten
Blair przyszła na zajęcia z opanowywania darów. Herosi byli podzieleni na grupy, ale i tak miała wrażenie, jakby zebrały się tam co najmniej z trzy pełne domki. To wszystko ją onieśmielało. Nie lubiła wynikać się ponad tłum, a jako dziecko wielkiej trójki bogów była na to sakazana. Część półbogów ją rozpoznawała po charakterystycznym wyglądzie dla dziecka Posejdona. Czarne włosy związała w niestarannego koka, a oczy w kolorze morza obserwowały wszystkich uważnie. Stanęła gdzieś w kącie, gdzie akurat stały dzbany wypełnione wodą i zaczęła ćwiczyć. Szło jej gładko i płynnie. Naginała wolę cieczy do swojej, tworząc wymyślne kształty i z powrotem wlewała ją do zbiornika. Po chwili znalazła się w tej grupie bardziej zaawansowanej, ale gdyby przyszło jej się zmagać z przemianą w zwierzęta, wylądowałaby na szarym końcu. W pewnym momencie ich nauczycielka zatrzymała wszystkich. Rozmowa w cztery oczy? W Blair zakwitła nadzieja na to, że wreszcie nauczy się to kontrolować, ale też strach przed nieuniknioną porażką. W sumie, jeśli Miri będzie szła alfabetycznie to będzie bliżej początku. W grupie w jakiej się znajdowała mogła uchodzić nawet za pierwszą. Mimowolnie przeszły ją dreszcze, na wzmiankę o ostrzu w jej ciele. Mimo to, postanowiła zaufać nauczycielce. Specjalnie by ich tego nie robiła... Oczywiście nie było, żadnych pytań, bo każdy jeszcze wyzbywał się zaskoczenia po poprzednim zdaniu. Jak Blair się spodziewała wszyscy opuścili Wielki Dom, a ona została jako jedna z pierwszych. Nauczycielka świdrowała ją spojrzeniem, a ona niezbyt wiedziała jak się zachować. W końcu Miri wyglądała, jakby była w jej wieku, ale wiedzę miała na conajmniejtrzydzieści ileś lat. Czarnowłosa założyła sobie kosmyk za ucho, ktory wysunął się z jej koka. - Jestem Blair Croisseux. Córka Posejdona. W obozie od tygodnia, jeszcze nie orientuję się we wszystkim... Mam 16 lat i urodziłam się we Francji. - Przedstawiła podstawowe informacje o sobie. - Ja... - Przełknęła ślinę i starała się uformować zdania w głowie. - Poza podstawowymi umiejętnościami dzieci Posejdona, ja... - Kolejna krótka pauza. - Zmieniam się w zwierzęta. - Miri była pierwszą osobą, której o tym powiedziała. - Nie kontroluję tego. Czasem zmieniam się szybko, czasem objawia się to wyostrzonymi zmysłami czy skrzelami na szyi... - Spojrzała jej w oczy. Dla niej to było przekleństwo, a nie dar.
OdpowiedzUsuń| Blair
Po dość długiej podróży oczywiscie potrzebował wziac długi, ożeźwiający prysznic. Zdazyl przyjechać do Obozu w środku nocy i praktycznie od razu poszedl spac. Stojąc pod prysznicem pozwolił żeby gorąca woda spływała po jego ciele i kompletnie stracił poczucie czasu. W koncu zakręcił wodę i wytarl sie recznikiem który potem zawiązał sobie na biodrach. Słyszał ze ktoś dobija sie do drzwi, wywrocil oczami, ci niektórzy ludzie to jednak potrafili byc niecierpliwi. Otworzył drzwi i zlustrowal z gory zielonym spojrzeniem dziewczyne która za nimi stala.- Brałem prosznic. - Odpowiedział tylko na jedno z jej pytan i wzruszyl obojetnie ramionami. Jego przy długie wlosy sterczały smiesznie na wszystkie strony, po tym jak staral sie je wytrzec recznikiem. - Nie ma to jak mile powitanie. - Dodal jeszcze po chwili smiejac sie cicho, po czym wyminal dziewczyne zeby wyjsc z łazienki z której ona pewnie bardzo pragnęła skorzystać skoro sie do niej tak dobijała.
OdpowiedzUsuń| Logan.
Odprowadził spojrzeniem dziewczyne, która zniknęła w łazience. Jego powrot tutaj zaczął sie dość ciekawie. Pokrecil nieznacznie głową na boki rozbawiony ta sytuacja, po czym poszedl sie ubrać. Założył luźne, czarne spodnie i zwykły biały t-shirt, wzial jeszcze bluze, po czym wyszedł na zewnątrz. Jego wlosy wciąż były trochę wilgotne i niesfornie sterczaly na boki w nieładzie. Na jego twarzy pojawił sie cien uśmiechu, gdy wszedł na stołówkę. Nie bylo go tu 4 lata, a zbyt wiele sie nie zmieniło. Jego zielone spojrzenie zatrzymało sie na drugim koncu pawilonu jadalnego, gdzie siedzieli Chejron wraz z Panem D. Przysiadl sie do nich i wdal w przyjazna dyskusję o jego podróży.
OdpowiedzUsuń- ...i wtedy właśnie uciekłem przed tymi gorgonami. - Powiedział kiwając przy tym lekko glowa, gdy nagle pojawiła sie dziewczyna.
- Oh, my już zdążyliśmy na siebie wpasc. - Szepnal dość glosno i konspiracyjnie pochylił sie w strone Chejrona i Pana D. - Miło mi cię poznać Miri. - Wyszczerzył sie ukazując rząd białych zębów, gdy usłyszał to co powiedziala. - Wybacz księżniczko, że zająłem twoją już nie prywatną łazienkę. - mruknal cicho z wyczuwalnym sarkazmem w glosie. - No cóż...-Odchrząknął pokrywając usta dłonią i zaczął opowiadać dalej.- Jak już mówiłem jakoś udało mi sie uciec tym gorgonom, ale ledwo... walka była dość nierówna. Wcale nie byłem przygotowany na atak, a dodatkowo jeden heros nie może równać sie 4 gorgonom na raz. Udało mi sie tylko zabić jedną, zanim reszta sie na mnie rzuciła... Nie mialem innego wyboru jak tylko uciekać.- skrzywil sie nieznacznie na to wspomnienie, nienawidził przegrywać. - Jeden z tych potworów prawie oderwal mi nogę, co nie było zbyt miłym doznaniem.. dlatego w sumie teraz kileje lekko na lewą nogę, nie wszystko da sie niestety wygoić dzięki ambrozji i nektarowi. - Wzruszyl ramionami i spojrzal kolejno po swoich słuchaczach, ostatecznie zatrzymal wzrok na dziewczynie.- Gdybym wtedy tam zginął, nie dostalbym listu od Argusa z propozycja pracy i nie zamieszkalbym w obozie, wiesz Miri? Nie musialabys sie wtedy z nikim dzielić łazienką. - Stwierdzil śmiejąc sie przy tym cicho.
| Logan.
- Tak, bardzo niewiele brakowało do twojego szczescia. Ale coz, od dzisiaj jestes na mnie zdana.- Stwierdzil wciąż sie śmiejąc. Zdecydowanie mial dzisiaj bardzo dobry humor, mimo że jeszcze był trochę zmeczony po podróży. Sięgnął po swój kubek i napił się pare łyków herbaty, która zdążyła ostygnąć podczas gdy opowiadał swoją historię. Slyszac pytanie dziewczyny zamyslil sie dłuższą chwilę.- Rok. Utykam już od roku. - mruknal w koncu i zerknal na Miri kątem oka. - Boli jeśli wybieram sie na dłuższe spacery, jednak nie jest to jakis wielki bol. - Powiedział jeszcze z kubkiem tuz przy ustach. - A po co w sumie ci to wiedziec? - Uniosl brwi pytająco i odstawil kubek na stół. Odchylił sie trochę bardziej na oparciu krzesła zeby lepiej widzieć Miri.
OdpowiedzUsuń| Logan.
Obserwowal dziewczyne, kiedy zaczela ta sie zastanawiala co rrobić.- Aha, aha, aha...- zaczął kiwać nieznacznie głową, kiedy zaczela wymieniać co ma robić. Bez trudu zapamiętał jej wszystkie instrukcje, chociaż zdecydowanie powiedziala to za szybko i zbyt chaotycznie.- Dobrze pani doktor, poeksperymentuje z tymi dziwnymi ziółkami, które sprawia, ze moja noga stanie sie zielona. - Powiedział udawanie poważnym tonem i dodatkowo zasalutował. - Nie jestem na nic uczulony... Chyba. - Mruknal jeszcze cicho w jej strone, po czym rozwalił sie wygodniej na swoim krzesle i wyciągnął długie nogi przed sobą. - Widzę, że ty również lubisz jeść. - kątem oka patrzył jak wszystkie smakołyki z talerza dziewczyny znikały w zaskakującym tempie. On zdążył już wcześniej kiedy wszedł na stolowke zjesc swoją górę jedzenia którą mial na talerzu. - Aż dziw, że jeszcze wygladasz tak dobrze skoro tyle jesz.- skomentował cicho i uniosl kaciki ust w cieniu uśmiechu.
OdpowiedzUsuń| Logan.
W głowie Blair kłębiło się tysiąc różnych myśli. Jest zmiennokształtna i tego nie zmieni, taka się urodziła. Powoli się z tym oswajała. Tak jak z tym, że nie posiadała ADHD i dysleksji, co odsuwało ją od tych wszystkich herosów. Spojrzała na rękę Miri. Jeszcze nie miała okazji poznać dzieci Demeter, a co dopiero zobaczyć ich umiejętności. Kwiat na ręce nauczycielki wyglądał tak realistycznie, choć Blair z początku myślała, że to iluzja. Usłyszała pytania łowczyni. Pierwszej przemiany nigdy nie zapomniała i nie zapomni. – Tydzień po zobaczeniu pierwszego potwora. Bałam się. Nie wiedziałam co robić. – Czuła się jak na przesłuchaniu na policji lub u szkolnego psychologa. Rzadko się przed kimś otwierała, ale Miri chciała jej pomóc. Westchnęła. – Myślę jak człowiek, ale narzuca mi się też tryb zwierzęcy. – Niezbyt wiedziała jak to wytłumaczyć. – Jak jestem wilkiem, jestem świadoma tego co robię, ale mam większą ochotę na mięso, wyostrzają mi się zmysły słuchu, węchu i wzroku. – Uniosła brew w zapytaniu czy nauczycielka ją rozumie. Miri na szczęście kiwnęła głową, zachęcając ją do kontynuowania tematu. – Różnica jest taka, że mam zwierzęcą formę. Nie mogę wstać i iść jak człowiek, gdy jestem, nie wiem, lisem. – Uśmiechnęła się delikatnie. – Moje przemiany są zmienne. Raz ‘uprzedzają’ mnie jakim zwierzęciem będę. W ludzkiej formie wyostrzają mi się zmysły i miewam dziwne zachcianki, takie jak obiegnięcie dookoła dziesięć razy Empire State Building, a raz są spontaniczne. – Założyła ręce na piersi i ściągnęła brwi w lekkim zamyśleniu. – Nigdy nie myślałam nad tym czy pojawiają się, gdy grozi mi niebezpieczeństwo, ale gdyby teraz tak na to spojrzeć... – Przypomniała jej się pewna akcja. Razem z Leną szły do Obozu, pozbawione samochodu przez potwory, które nadal siedziały im na ogonie, ale były zbyt zmęczone aby biec. Gdy Chimera pojawiła się na horyzoncie, Blair zaczęła zmieniać się w orła. Jak zawsze była nieco większa niż inne osobniki tego gatunku i bez przeszkód chwyciła swoją przyjaciółkę i przeniosła ją do Obozu Herosów. – Tak. Zmieniałam się w zwierzę dość szybko, gdy byłam w niebezpieczeństwie, ale nie wiedziałam w co się zmienię i czy będzie to użyteczne. Do tej pory było. Jakieś zwierzęce elementy pojawiały się z nikąd, jakby wymuszały na mnie ćwiczenia i nie znikły dopiero, gdy cała się nie przemieniłam. – Przeszła z nogi na nogę i dala czas na przyswojenie informacji nauczycielce. Miri wyglądała nadzwyczaj spokojnie, jakby spotykała się już z tymi problemami. – Zamieniam się głównie w ptaki, ale czasem też w pso-podobne zwierzęta. W ryby rzadko, tak samo w płazy czy gady. Na razie opanowałam zmienianie się w kruka. – Spojrzała na nią, jakby z niemym zapytaniem: Zademonstrować?
OdpowiedzUsuń| Blair
Słuchał uważnie wszystkiego co ma do powiedzenia. Trochę to groźnie wyglądało. Nauczycielka ma zamiar wziąć na tę misję jego i dwóch innych półbogów. Czyli jedna trzecia tej grupki pewnie zawali i miał tu na myśli nikogo innego jak siebie. I znów dostał to czego chciał, dowiedział się o co chodzi z całą tą misją. Sprawa wyglądała dość poważnie, przez chwilę pomyślał nad wszystkimi wadami i zaletami tego, że zgodził się wziąć udział w owym zadaniu. Gdyby miał się zastanowić na spokojnie bez wiedzy na temat misji i tak pewnie by się zgodził, więc to, czy potwierdzi swój udział teraz czy później nie ma już znaczenia.
OdpowiedzUsuń- Będę musiał się jakoś bardziej przygotować? No nie wiem, dopracować bardziej techniki walki mieczem? - nie uważał żeby moc panowania nad wodą miała jakieś większe znaczenie w starciu z potworami. Owej zdolności zazwyczaj używał dla zabawy lub gdy się nudził. Nic wielkiego stworzyć nie umiał. Fala tsunami nie zgniecie chmary bestii z pola bitwy gdy tylko on tego zapragnie. Arten może i niektóre sztuczki opanował do perfekcji lecz dalej były to tylko drobne zabawy.
>Arten
-Oh tak, racja. Nigdy nie wiadomo kiedy bedzie twoj nastepny posilek. - przyznal jej znowu racje kiwajac przy tym nieznacznie glowa w przod i w tyl. Przez te kilka lat, kiedy podrozowal nie zawsze mial mozliwosc zjedzenia czegos i zdarzalo mu sie ze musial glodowac przez kilka dni. Wtedy wlasnie zaczal cenic jedzenie o wiele bardziej i zawsze staral sie miec jakas przekaske, nawet najmniejsza, przy sobie. - A dlaczego mialoby mnie to przerazac? Milo jest wrocic na stare smieci. - stwierdzil obojetnym tonem. Tak na prawde nie zastanawial sie dlugo nad tym, czy uda mu sie dluzej usiedziec w miejscu. Jego natura piechura byla bardzo silna, jednak mial nadzieje, ze wytrzyma ze swoim nowym zajeciem. Obiecal Argusowi, ze postara sie jak najlepiej wykonywac swoje obowiazki, a on zawsze staral sie dotrzybywac danego slowa. - A ty, co tak wlasciwie robisz w Obozie? - uniosl pytajaco brwi patrzac na dziewczyne. Z czystego juz odruchu, ktory nabral od ostatniego roku zaczal masowac reka swoja noge nad kolanem, ktora od czasu do czasu go pobolewała.
OdpowiedzUsuń| Logan.
On sam był zdziwiony tym, że jeszcze żył i że tak długo udało mu się przetrwać poza Obozem i nie zginąć. W końcu nie był tutaj od 4 lat i cały ten czas podróżował po kraju. Większość jego znajomych wątpiła w niego i obstawiali, że przeżyje pewnie tylko kilka miesięcy. A teraz co? Wrócił tutaj i dowiedział się, że o większości osób z którymi się tutaj wychował słuch zaginął tuż po tym jak odeszli z Obozu. Ta myśl była dość dobijająca, jednak tłumaczył sobie, że takie już jest życie herosa, zwyczajnie krótkie. - Ciekawe zajęcie, nie powiem, że nie. - wyprostował się wciąż masując swoją nogę i nawet nie zdając sobie z tego sprawy. - Uczysz panowania nad darami? I potrafisz wytrzymać z tymi młodymi herosami, którzy zachowują się jakby pozjadali wszystkie rozumy? - zapytał śmiejąc się cicho. Nie można było go nazwać starym, jednak biorąc pod uwagę średnią życia półbogów spokojnie można było go nazwać 'starszym' i bardziej doświadczonym od większości obozowiczów. - Kiedy ja mieszkałem tutaj jako obozowicz nigdy nie było takich zajęć. - westchnął. Każdy z nich musiał sam poznawać i opanowywać swoje umiejętności. - Dobrze, że teraz ktoś podjął się tak trudnego zadania. - wolną ręką sięgnął po swój kubek, który znów był pełen herbaty. Napił się trochę nie spuszczając wzroku z dziewczyny.
OdpowiedzUsuń| Logan.
- Kazdy z nich zawsze bedzie czul sie inny... Jednak dobrze, ze starasz sie zrobic tak, aby ci herosi z darami czuli sie swobodnie miedzy innymi i lepiej rozumiani. Takie lekcje na pewno bardzo im sie przydaja. - stwierdzil i uniosl kaciki ust w usmiechu. Przysunal kubek do ust i na chwile sie zamyslil zastanawiajac sie co moze odpowiedziec na pytanie dziewczyny.- Szczerze? Nie przypominam sobie takiej sytuacji. - mruknal cicho i zacisnal usta w waska kreske. Odkad pamietal staral sie byc samowystarczalny i twierdzil, ze kazdy powinien dbac o siebie samego, on ewentualnie mogl pomoc, jednak nigdy nie mial zamiaru zaglebiac sie bardziej w sprawy innych. - Gdybys wychowala sie w domku Hermesa, ktory od zawsze jest przeludniony, pełny złodziejaszków i tym podobnych, to również pewnie nie czułabyś potrzeby robienia czegoś dla kogoś i pilowania wyłącznie własnych interesów. - powiedział w końcu i westchnął cicho. Brązowe włosy opadły mu na czoło i przysłoniły jego zielone oczy.
OdpowiedzUsuń| Logan.
[Istnieje nikłe prawdopodobieństwo, że mnie pamiętasz z czasów onetowych. Miałam cały tabun postaci, z których być może kojarzysz Nim(fadorę) Nightsade. Jakbyś nie miała złych wspomnień z naszych wątków, to można mnie znaleźć pod kartą Rhetta.]
OdpowiedzUsuń|Rhett.
Splótł ręce na piersi i westchnął. Pomyślał przez chwilę i zerknął na kobietę.
OdpowiedzUsuń-Nie jestem dobrym uczniem jeśli chodzi o posługiwanie się darem - w rzeczywistości Arten był samoukiem, uczył się na własnych błędach. Nigdy nikt nie starał się z nim pracować nad udoskonaleniem umiejętności panowania nad wodą. Nie miał pojęcia, że kiedykolwiek będzie musiał wyruszyć na misję, gdzie trzeba będzie posługiwać się darem. Trochę wątpił w powodzenie misji skoro był w takim położeniu.
- Mogę ewentualnie sam coś popracować, ale wyniki będą marnę, bo potrzebuję sporo czasu na naukę czegoś nowego - bał się tego, co zaraz zaproponuje nauczycielka, a przynajmniej myślał, że tak zrobi. Wzrostem przewyższał kobietę, lecz czasem zdawało mu się, że to ona jest większa. Jej charakter robił swoje.
>Arten
[Ja je wspominam jako jedne z najlepszych na świecie! Zwłaszcza, że wtedy zaczynałam przygodę z blogami grupowymi, więc Twoje pomysły to już był dla mnie zupełny kosmos.
OdpowiedzUsuńUwierz mi, nie zauważę niedociągnięć. Po trzech semestrach w mojej nowej klasie zaczynam się zastanawiać, jak odmienia się słowo koń. Po łacinie dałabym radę, ale polski to już większy problem]
Rhett
[Mówią na to biol-chem-fiz, a potem robią z nas lekarzy.]
OdpowiedzUsuńBywały momenty, właściwie całe popołudnia, kiedy Rhett odnosił wrażenie, że ktoś wyciął mu większość zasobów słownictwa i zostawił tylko to najprostsze oraz to odnoszące się do walki. Ściśle mówiąc, były to popołudnia, które poświęcał najmłodszym herosom, mającym więcej zapału niż umiejętności. Niektórzy patrzyli na to krzywo, wytykając, że dzieci są jeszcze zdecydowanie zbyt małe, nie umieją nawet poprawnie utrzymać broni. Wtedy wzruszał ramionami, mając w pamięci, jaką radochę sprawia to maluchom. Nie mówiąc już o tym, że dla niego te niepełnoprawne zajęcia były sposobem ucieczki. Znajdował w sobie pokłady cierpliwości, której brakowało mu w kontaktach z innymi, kiedy piąty dzień z rzędu demonstrował uczniom najprostszy wypad, a oni tracili koncentrację po kwadransie ćwiczeń. Błędnego trzymania nie poprawiał, trzymając się teorii, że z czasem dzieci urosną na tyle, by ręce naturalnie dopasowały chwyt do rękojeści. Przynajmniej w jednym przypadku nie miał wątpliwości. Dorian był synem Aresa i czasami Rhett miał wrażenie, że widzi siedmiolatka takim, jakim będzie za kilka lat - niewysokim, ale barczystym nastolatkiem, nadrabiającym drobny niedostatek siły szybkością.
Choć równie dobrze Hadenhart mógł sobie tylko wmawiać, że coś wie, gdy w rzeczywistości po prostu za dużo sobie wyobrażał.
- Kończymy na dziś - oznajmił, kiedy dzieciaki zaczęły potykać się częściej niż zwykle oraz tylko udawać, że ćwiczą. - Byliście dzielni.
- Najdzielniejsi? - zapytała Maya, jego przyrodnia siostra o wielkich, błękitnych oczach, włosach ściętych tak krótko, że można było pomylić ją z chłopcem.
- Nie, ale niewiele wam brakuje - odparł, mierzwiąc małej włosy.
Rozbiegły się pośród chaotycznych pożegnań, zostawiając po sobie nieporządek. Jakoś nie miał serca kazać zmordowanym dzieciom taszczyć ćwiczebny sprzęt do magazynu. Schylał się po kolejną rzecz, gdy jakby od niechcenia machnął ręką w pozornie nieznaczącym kierunku.
Na gałęzi obok Miri zakwitł kwiat.
Rhett nigdy nie zorientowałby się, że ktoś obserwuje "zajęcia", gdyby nie zwrócił mu na to uwagi jeden z podopiecznych.
Rhett
Struchlał. Wyraźnie się zgarbił i pochylił głowę, jakby w obronnym geście. Rzadko zdarzało się, żeby reagował w ten sposób, ale też rzadko miał ku temu powody. Nagana z ust Miri Flaved była jak najbardziej dobrym powodem do strachu. W ciągu tych kilku sekund, kiedy mówiła, zrobił w myślach rachunek sumienia. Wydawało mu się, że wszystko rozplanował tak, żeby nie ingerować w plan dnia żadnego z podopiecznych. A co, jeśli jednak? Zwykle uważał też, żeby nie zabierać nowego sprzętu, zresztą ten "przechodzony" zawsze był nieco lżejszy. Ale dzisiaj był trochę rozkojarzony, co jeśli rzeczywiście zabrał coś, czego nie powinien?
OdpowiedzUsuńJednego był pewien i postanowił obrać to swoją linią obrony - żadnemu z dzieci nigdy pod jego okiem nie stała się krzywda większa niż siniak na kolanie. I już miał to powiedzieć, kiedy dotarło do niego, że dał się nabrać.
Odetchnął głęboko i spróbował odwzajemnić uśmiech. Choć grymas bez wątpienia był pogodny, zawarło się w nim dużo niepewności. Jakby heros nie do końca wiedział, czy można tak po prostu uśmiechać się do nauczycielki.
- Zawsze! - odpowiedziała bez wahania Maya, której oczy zrobiły się jeszcze większe, gdy wpatrywała się w łowczynię.
- Staram się codziennie, wychodzi różnie - sprostował Rhett. W jego głosie nie brzmiała nawet połowa animuszu słyszalnego u dziewczynki.
Odwrócił się, żeby wymownym spojrzeniem uspokoić chłopców, którzy zaraz mieli pokłócić się, o to, którego z nich Miri nazwała "najzdolniejszym". Syn Demeter miał niejasne przeczucie, że to już dla dzieci za dużo wrażeń jak na jeden dzień i następnej sprzeczce nie zdoła zapobiec.
Wręczył każdemu z chłopców po dwa miecze.
- Zanieście je do magazynu i przekażcie Bellis, że jestem jej wdzięczny - powiedział poważnym tonem, upewniając się, że mali półbogowie zrozumieli, jak odpowiedzialne przydzielił im zadanie.
Tak, czuł się trochę winny, ale jednocześnie wiedział, że tym małym kłamstwem oszczędził nerwów przynajmniej kilku osobom. Może nawet nimfa pełniąca tego dnia rolę kwatermistrzyni nie roześmieje się na widok dzieci.
Chłopcy oddalili się, a Rhett przeniósł wzrok na Mayę.
- O nie - zaprotestowała, widząc jego spojrzenie. - Ja tutaj zostaję.
Przez dwie sekundy zerkała naprzemiennie na przyrodniego brata i na Miri, jakby nie mogąc się zdecydować. W końcu wybrała to z nich, które znała lepiej. Ramionami oplotła rękę Rhetta.
- Zostaję - powtórzyła, tym razem znacznie dobitniej, choć patrzyła tylko na chłopaka.
- Nikt nie powiedział, że masz gdziekolwiek iść - odrzekł w końcu Rhett. Skapitulował. Małej się nie pozbędzie.
Rhett
- To głupie pytanie, wiesz? - zaśmiał się dźwięcznie. Oczywiście, że miał tendencje do zwędzania ludziom jakichś ich rzeczy, jako syn Hermesa miał to już we krwi, a takich nawyków zawsze ciężko było się pozbyć. - Nie martw się, postaram się akurat ciebie nie okraść. Zależy mi na utrzymaniu 'pokoju' między mną, a moimi współlokatorami. - wzruszył ramionami patrząc na dziewczynę. - Powstrzymanie 'ciągoty do podbierania cudzych rzeczy' nie jest takie proste jak się wydaje, niezależnie od wieku jaki się ma. - miał parę takich rzeczy u siebie w torbie, które podkradł ludziom podczas swojej podróży, traktował je jak takie swoje małe 'łupy wojenne'. Ręce świeżbiły go zawsze przy osobach, które za nim nie przepadały. Jeśli jednak miał pewność, że dana osoba nic do niego nie ma, on również starał się dać jej spokój.
OdpowiedzUsuń| Logan.
Rhett potrząsnął głową. Wreszcie pytanie, na które może odpowiedzieć z całą pewnością!
OdpowiedzUsuń- Wręcz przeciwnie. W obecności hydry czuję się jeszcze bardziej niezręcznie. Zwłaszcza, gdy na mnie pędzi.
Nie chciał wchodzić w szczegóły. Po części dlatego, że Maya słuchała bardzo pilnie, ale też ze względu na fakt, iż historia wiele traciła na dodaniu szczegółów.
Pogłoski o Miri Flaved pojawiły się dopiero niedawno i były tym bardziej niepokojące, że mało kto cokolwiek o niej wiedział. Nimfy i nauczyciele nie chcieli dzielić się informacjami. O ile było to całkiem zrozumiałe w przypadku tych drugich, to dyskrecja nimf zastanawiała. Z półbogów tylko co starsi pamiętali, że był ktoś taki, gdy mieli po kilka lat. Z tym, że oni często bywali poza obozem. Większość plotek wyrosła już po przybyciu kobiety do obozu. Nie wiedział, kto miał z nią zajęcia, ale musiała dać temu komuś w kość, sądząc po rzeczach, jakie usłyszał.
Maya wyglądała jak ucieleśnienie dumy. Chyba chciała poinformować Rhetta o swojej wyższości nad całym męskim rodzajem, ale chłopak zdążył ją uprzedzić.
- Najpierw pójdziesz się umyć. Jak inaczej będziesz wyglądała w koronie?
Maya nie wyglądała na przekonaną co do tej "korony". Na to Rhett też miał sposób. Z jednego kwiatka zerwanej koniczyny z kilka sekund wyrósł elegancko posplatany wieniec.
- Ale ja nigdzie nie idę - mocniej wczepiła się w jego ramię.
- Da się zrobić.
Dziewczynka ważyła tyle, co nic. Pisnęła, gdy poderwał ją do góry i posadził sobie na barkach.
- Wracasz z nami do obozu? - zwrócił się do Miri. Sekundę wcześniej rozważał zrobienie dla niej wianka, ale doszedł do wniosku, że każda łowczyni wygląda w wianku dobrze pod jednym warunkiem. Zdecydowanie nie powinien nikomu mówić, jaki to warunek. - Czy mam potem się zgłosić po oficjalne lanie?
Rhett
Następnego dnia wziął się do pracy. Nie mieł zamiaru zostać razszarpany na kawałki przez potwory, więc większość swojego czasu przesiadywał nad rzeką lub jeziorem. Między jego palcami krążyły większe krople wody, które i tak po kilku chwilach traciły na mocy i spadały na dłoń chłopaka. Powtarzał ćwiczenie cały czas z coraz lepszymi skutkami. Póki nikt nie wytrącił go z równowagi szło mu lepiej niż sam się spodziewał. Po kilku dniach udało mu się w pełni zapanować nawet nad najmniejszymi kroplami wody. Pamiętał propozycję Miri by do takich kropel włączyć pociski ze spiżu. Tym razem woda okazywała się być potulna i z łatwością przyjęła ciężkie pociski. Ustawił sobie gdzieś na poboczu niewielką tarczę, do której strzelał. Zmuszenie wody i spiżu do wystrzelenia w cel nie było trudne póki Arten nie musiał skupić się na celności. Co jakiś czas widywał Miri, która obserwowała jego poczynania. Nie przejmował się jednak nią, w końcu i on byłby ciekaw postępów półboga, który pójdzie na misję.
OdpowiedzUsuń>Arten
-Postaram się być grzeczny... Dołożę wszelkich starań. - stwierdził i zrobił niewinną minkę zbitego psa. Na prawdę nie chciał nikomu podpadać, a szczególnie swoim współlokatorom. Nie chciał od razu od przybycia drzeć z kimś koty, chociaż wiedział, że prędzej czy później się na tym skończy. Często nie dało się z nim wytrzymać. - Ja mam mieć za złe? To przecież ja tyle siedziałem pod prysznicem. - zaśmiał się nie odrywając spojrzenia od dziewczyny.- Pójdę z tobą. Jestem ciekawy jak wyglądają te twoje zajęcia. - stwierdził po prostu nawet nie pytając się o jej zgodę, po czym wstał z krzesła. - Pamiętam o ziołach, myślę, że nie mam sklerozy. - powiedział, wziął jeszcze ze stołu jabłko, po czym dogonił dziewczynę i zrównał z nią swój krok.
OdpowiedzUsuń| Logan.
Potaknęła głową na znak zrozumienia. O wścibstwo nawet by nie posądzała nauczycielki. Zamknęła oczy i starała się skupić. Wsłuchała się w szum drzew za Wielkim Domem i przypomniała sobie jak brzmi odgłos kruków. Czuła się wręcz zrelaksowana, szczególnie pomagało to, że były w domku same. Wszystkie jej wcześniejsze przemiany były spowodowane niebezpieczeństwem lub stresem. W formie kruka czuła się jednak pewniej niż w innych. Wyobraziła sobie jak staje się mniejsza, a ręce zamieniają się w skrzydła. Gdy otworzyła oczy, Miri była niczym olbrzym w porównaniu do Blair. Dziewczyna w formie ptaka skoczyła na stolik i rozłożyła skrzydła. Wyleciała przez okno, chcąc sprawdzić na jakich wysokościach czuje się swobodnie. Jako, że nie miała lęku wysokości bez wahania patrzyła w dół. Obóz nagle został pomniejszony do bardzo dużej skali. Nie czuła skrępowania w powietrzu. Dogodne dla niej wysokości były takie same jak dla kruka. W powietrzu czuła się swobodnie, a jej czarne pióra mieniły się w słońcu. Gdy nacieszyła się już tym błogim stanem wróciła do nauczycielki. Przemieniła się w locie bezproblemowo i stanęła już jako człowiek na podłogę. – Wysokości nie są problemem. – Oznajmiła z uśmiechem i podeszła do niej.
OdpowiedzUsuń| Blair
Szedł obok Miri bez problemu nadążając za jej tempem, miał od niej o wiele dłuższe nogi.- Dlaczego niee? - zapytał szybko przybierając żałosny ton głosu. - Aż tak bardzo prywatne zajęcia prowadzisz? - spojrzał na nią pytająco wysoko przy tym unosząc brwi. - Przecież będę tylko obserwował z boku, nawet nikt nie zauważy mojej obecności. - stwierdził i schował ręce do kieszeni spodni. Spodziewał się tego, że dziewczyna i tak nie pozwoli mu ze sobą iść, jednak zawsze warto było spróbować. Czekając na jej odpowiedź wgryzł się powoli w jabłko, które wziął ze stołówki.
OdpowiedzUsuń| Logan.