Bellamy Timor
24 lata | 29 sierpnia | trener | syn Fobosa | Wielki Dom
"Szczęście jest emocją, spowodowaną doświadczeniami ocenianymi przez podmiot jako pozytywne."
Gdyby Bellamy kierował się taką definicją szczęścia, byłby najbardziej żałosną osobą, jaką można spotkać. Jego odczucia są nieco bardziej skomplikowane, a już na pewno szczęściem nie są tylko doświadczenia, które uznaje za pozytywne, ponieważ takich było od zawsze mało w jego otoczeniu. Jego życie przypominało od chwili narodzin swego rodzaju powieść, w której odgrywał rolę kozła ofiarnego. W dzieciństwie nie miał przyjaciół. Odstraszał wszystkie dzieciaki swoimi mrocznymi wizjami. Ludzie czuli się przy nim nieswojo, ponieważ mimo uroku jakim emanował, przeważała mroczna aura, a ludzie zdecydowanie wolą otaczać się tymi, którzy są pogodni i radośni, jednak Bellamy nawet gdy się uśmiechał, każdy przypominał sobie swoje koszmary. A wszystko to przez to, że jego ojciec jest nie kto inny jak Fobos - bóg koszmarów. Na nieszczęście chłopca odziedziczył on po swoim tacie więcej, niż by chciał, w tym moc panowania nad koszmarami.
Jak na ironie, miał wyimaginowanego przyjaciela, przerażającego klauna ze snów swej młodszej siostry. Dziewczynka nie miała pojęcia, że jej brat jest kimś więcej niż zwykłym chłopcem, który lubił ją straszyć. Było tak przynajmniej do czasu, aż Bellamy musiał przenieść się do obozu na dobre. Przyniosło to jego matce wielką ulgę. Nie musiała martwić się dzieckiem, które wyniszczało ją każdego dnia coraz bardziej. Zazdrościł swojej siostrze tego, że była promyczkiem, który rozświetlał życie wszystkich dookoła.
Z czasem zaczęło go męczyć udawanie i właśnie wtedy zawitał do obozu, co dało mu swego rodzaju wybawienie. Zaczął używać swojej mocy, by trenować młodych herosów. Pomagał im opanować strach i uczył posługiwania się wszelkiego rodzaju bronią. Odezwał się w nim przywódca, dzieciaki zaczęły go słuchać i wystarczało mu to do czasu, gdy nagle wszyscy dookoła niego znajdywali sobie kogoś, a on dalej był sam. Jego serce dążyło do czegoś więcej niż jego usposobienie i charakter pozwalały mu osiągnąć. Wiedział, że znajdzie kiedyś tą jedyną, ale mimo to ludzi traktował z dystansem i wolał być dla nich liderem, nie przyjacielem.
________________________
kp może ulegać zmianie
jestem chętna na wątki i powiązania c:
Gdyby Bellamy kierował się taką definicją szczęścia, byłby najbardziej żałosną osobą, jaką można spotkać. Jego odczucia są nieco bardziej skomplikowane, a już na pewno szczęściem nie są tylko doświadczenia, które uznaje za pozytywne, ponieważ takich było od zawsze mało w jego otoczeniu. Jego życie przypominało od chwili narodzin swego rodzaju powieść, w której odgrywał rolę kozła ofiarnego. W dzieciństwie nie miał przyjaciół. Odstraszał wszystkie dzieciaki swoimi mrocznymi wizjami. Ludzie czuli się przy nim nieswojo, ponieważ mimo uroku jakim emanował, przeważała mroczna aura, a ludzie zdecydowanie wolą otaczać się tymi, którzy są pogodni i radośni, jednak Bellamy nawet gdy się uśmiechał, każdy przypominał sobie swoje koszmary. A wszystko to przez to, że jego ojciec jest nie kto inny jak Fobos - bóg koszmarów. Na nieszczęście chłopca odziedziczył on po swoim tacie więcej, niż by chciał, w tym moc panowania nad koszmarami.
Jak na ironie, miał wyimaginowanego przyjaciela, przerażającego klauna ze snów swej młodszej siostry. Dziewczynka nie miała pojęcia, że jej brat jest kimś więcej niż zwykłym chłopcem, który lubił ją straszyć. Było tak przynajmniej do czasu, aż Bellamy musiał przenieść się do obozu na dobre. Przyniosło to jego matce wielką ulgę. Nie musiała martwić się dzieckiem, które wyniszczało ją każdego dnia coraz bardziej. Zazdrościł swojej siostrze tego, że była promyczkiem, który rozświetlał życie wszystkich dookoła.
"Rodzeństwo - i widzisz cząstkę siebie..."
Bo mimo że Bellamy czuł się gorszy, nie przestał kochać swojej siostry nawet na moment. Dla niej chciał być lepszym człowiekiem. Jasne że przez swoją mroczną naturę lubił wykorzystywać jej lęki, ale żadne rodzeństwo nie jest idealne. Chronił ją przed wszystkimi przykrościami, jakie mogły ją spotkać. Tylko on mógł jej dokuczać na każdy możliwy sposób i tylko ona to wytrzymywała. Dlatego kiedy nie wiedział, co ma zrobić, myśli o niej, o Ruby.
Można powiedzieć o nim wiele. Jest bezczelny, szczery do bólu i niedelikatny. Stworzył sobie powłokę z sarkazmu, która miała go chronić przed ludźmi. Nie było potrzeby się do kogoś próbować zbliżyć skoro każdy z czasem nie wytrzymywał z nim psychicznie.
Jego obecność silnie wpływa na wyobraźnię ludzi i nie znalazły się jeszcze takie osoby, które byłyby zdolne do zawarcia z nim przyjaźni. Wyjątkiem jest jego siostra. Tylko do niej mógł się zbliżyć.
Z czasem zaczęło go męczyć udawanie i właśnie wtedy zawitał do obozu, co dało mu swego rodzaju wybawienie. Zaczął używać swojej mocy, by trenować młodych herosów. Pomagał im opanować strach i uczył posługiwania się wszelkiego rodzaju bronią. Odezwał się w nim przywódca, dzieciaki zaczęły go słuchać i wystarczało mu to do czasu, gdy nagle wszyscy dookoła niego znajdywali sobie kogoś, a on dalej był sam. Jego serce dążyło do czegoś więcej niż jego usposobienie i charakter pozwalały mu osiągnąć. Wiedział, że znajdzie kiedyś tą jedyną, ale mimo to ludzi traktował z dystansem i wolał być dla nich liderem, nie przyjacielem.
"Pozwól mi się obudzić z koszmaru mojego życia."
W przeciągu swoich dwudziestu czterech lat życia spokojnie przespał zaledwie kilka nocy. Świadomość, że jego ojcem jest bóg koszmarów, tylko pogarszała sprawę. Bał się samego strachu, a jest to najgorszy koszmar z możliwych, a on go przeżywał za każdym razem, gdy szedł spać. Nienawidził snu, więc robił wszystko, by pozostać przytomnym na umyśle. Bezsenne noce spędza na arenie, trenując albo przyglądając się gwiazdą. Jedno z dzieci Hefajstosa zmontowało mu teleskop, przez który może oglądać konstelacje.
Ciekawostki:
* uwielbia gorzką czekoladę
* jest leworęczny
* pali
* pali
* zna treść sennika na pamięć
* nienawidzi mocnego makijażu u dziewczyn
* "ma uczulenie" na głupich ludzi
* chciałby się nauczyć jeździć konno
* strzelanie z łuku i posługiwanie się mieczem opanował do perfekcji
* gdy po raz pierwszy ujrzał czyjś koszmar, myślał, że widzi duchy
* koszmary innych ludzi poznaje poprzez dotyk, jednak żeby je wykorzystać przeciwko danej osobie, nie potrzebny jest jakikolwiek kontakt fizyczny
* tak naprawdę nawet nie zna Brae, ale czasem rozmawiają o gwiazdach, gdy ona też nie śpi i wychodzi, by odetchnąć
* tak naprawdę nawet nie zna Brae, ale czasem rozmawiają o gwiazdach, gdy ona też nie śpi i wychodzi, by odetchnąć
________________________
kp może ulegać zmianie
jestem chętna na wątki i powiązania c:
[ Niedawno po głowie chodziła mi postać. Chciałam zrobić Fobosa, a potem trafiam na jego synka. Przypadek? Nie sadzę. xd Na wątej jestem chętna. Masz może jakiś pomysł? Blair mogłaby mieć jakieś koszmary, ale nie wie, że sny herosów to nie są zwykłe sny, a Bellamy mógłby jej coś poradzić xd ]
OdpowiedzUsuń| Blair
[Bardzo chętnie. ;) Masz może jakiś pomysł? ;P]
OdpowiedzUsuńThea
[ Nawet zaczęłam ;D ]
OdpowiedzUsuńZginie. Nic, ani nikt, jej nie uratuje. Stała w ciemnym pomieszczeniu, jakby znajdowała się pod ziemią, a głos wywołujący ciarki na plecach, odbijał się echem od ścian, podsycając jej niepewność i niszcząc nadzieję na ucieczkę. Błąkała się w ciemności, a łzy spływały po jej policzkach. – Zginiesz okrutną śmiercią. – Powiedział męski głos, a Blair krzyknęła.
Obudziła się zlana potem i z płytkim oddechem. Otarła łzy i rozglądnęła się po pomieszczeniu. Arten mruczał coś przez sen, ale dziewczyna nie chciała go budzić i zadręczać swoimi koszmarami. Wybiegła z domku i pognała prosto do lasu. Musiała oderwać się od swoich myśli. Głos utkwił jej w głowie.
Biegła w zielonej piżamie, a bose stopy muskała trawa. Był środek nocy, ale w obozie zawsze było ciepło. Usiadła pod drzewem i podciągnęła do siebie nogi. Zapach lasu jakoś ją uspokajał, ale łzy nadal płynęły po jej policzkach.
| Blair
Gdy usłyszała jakiś głos koło siebie, jej pierwszym odruchem był gwałtowny odskok, który skończył się tym, że leżała na ziemi, bo nogi jej się poplątały. Było to dość bolesne, zważając na to, że szyszki i patyki wbiły się w jej ciało. Wstała dość szybko i otarła już zauważone łzy. Nie chciała uchodzić za słabą i roztrzęsioną przy dość postawnym herosie. – Niby skąd? – Łypnęła na niego spode łba i z niechęcią spojrzała na palonego papierosa. – Sny półbogów nie są zwykłymi snami. To tylko wizja tego co nas czeka…- Urwała i powstrzymała kolejną falę łez. To by znaczyło, że umrze. W głębi serca nadal miała nadzieję, że obozowicze czasem odstępowali od proroczych snów.
OdpowiedzUsuńBlair założyła ręce na piersi i oparła się o drzewo. Otaksowała mężczyznę spojrzeniem. Jego ciemne oczy zdawały się prześwidrowywać na wylot jej duszę. – Kim jesteś? – Uniosła pytająco jedną brew. Zdawało jej się, że już gdzieś go widziała. Nie wyglądał na obozowicza, bardziej na kogoś z Wielkiego Domu. Może prowadził jakieś zajęcia?
| Blair
Słuchała go z należytą powagą. Każde jego słowo wyżynało jej się w pamięci, powoli odganiając natarczywy głosik, który mówił, że wkrótce pożegna się z życiem. Chciała jeszcze tyle zobaczyć i doświadczyć. Jeszcze raz wrócić do Paryża, przeżyć swój pierwszy pocałunek czy odwiedzić Posejdona w jego podwodnym pałacu. Niepewnie przeszła z nogi na nogę, starając się ukryć dezorientację. Chłopak wiedział o jej koszmarach więcej niż ona sama. - Blair, córka Posejdona. – Przedstawiła się, gdy on też to zrobił. – Nawet nie wiesz jakie są ze mną problemy. Jestem marnym uczniem. – Pokręciła z rezygnacją głową. – Miri, Alec i Arten mogą to potwierdzić. – Mruknęła i utkwiła wzrok w odległym punkcie. Przezwyciężyć strach. To słowo rozbrzmiewało echem w jej głowie. Odwaga, to nie zbieranie zaszczytów czy brak strachu. Odwaga to kontrola nad strachem. Mogłaby wreszcie przestać budzić swoimi krzykami Artena, który z niepokojem wymalowanym na twarzy ją uspokajał. Zacisnęła ręce w pięści i złapała chłopaka za rękę, gdy miał zamiar odejść. – Czekaj. – Zatrzymała go. – Pomóż mi, proszę. – Powiedziała ostatnie słowo z naciskiem.
OdpowiedzUsuń| Blair
Uderzyła ją delikatność jego głosu. Zdecydowanie nie brzmiał jak pogromca koszmarów, a przynajmniej nie tak go sobie Blair wyobrażała. Zdziwiło ją, że w obozie są takie zajęcia, ale skoro powstały to dużo osób musiało mieć z tym problem. Sny bywały kłopotem, bo nigdy nie wiadomo czego się po nich spodziewać, szczególnie w przypadku herosów. Z rumieńcem na twarzy zabrała rękę, zupełnie nieświadoma tego, że nadal trzymała go za dłoń. Cóż, jego dotyk był niemal kojący, jakby rozpraszał mrok, który się w niej czaił, albo brał go na siebie. Druga opcja trochę ją przerażała. Nie do końca rozumiała jak można brać czyjeś koszmary na swoje barki i wnioskować co oznaczają. Otarła pozostałości po łzach z twarzy i zilustrowała mężczyznę wzrokiem. Nie mogła zaprzeczyć, gdyby ktoś powiedział, że był przystojny. Ciemne, zmierzwione włosy wyglądały jakby właśnie zszedł z motoru, a niemal czarne oczy patrzyły na nią czujnie. W tej swojej stanowczej pozie wyglądał na dwadzieścia dwa lata, ale mogła to odebrać mylnie. Szybko pozbyła się myśli, które pojawiły się w jej głowie. Miał ją szkolić. Wzięła głęboki wdech i spuściła wzrok, gdy Bellamy uniósł brew do góry. Zbyt długo mu się przyglądała. – Kiedy zaczynamy? – Rzuciła i spojrzała na swoje nagie stopy, a czarne włosy zasłoniły jej twarz.
OdpowiedzUsuń| Blair
Podniosła głowę, a jej brew powędrowała do góry. Oczywiście, że wyczuła jego zbyt zachęcający ton. Ludzie zawsze byli ci sami, nawet jeśli niektórzy z nich posiadali półboską krew. Intencje bywały podobne. Aby uporządkować myśli, Blair powoli rozglądnęła się wokół siebie. Księżyc w pełni lawirował na niebie, a migoczące gwiazdy mu towarzyszyły. Wszyscy w obozie spali i tylko nieliczni mieli pozwolenie na wychodzenie w nocy. Stąd Blair widziała patrolujące teren Harpie. Powróciła spojrzeniem do Bellamy’ego. – Ja też raczej nie będę potrafiła zasnąć… - Powiedziała wzruszając ramionami. Na dodatek, gdyby wracała sama do Domku Posejdona i harpie by ją nakryły, musiałaby myć naczynia przez miesiąc. – Możemy zacząć teraz. – Uśmiechnęła się lekko. Nie miała ochoty zagłębiać się znowu w swoje koszmary podczas snu. Wolała je jakoś kontrolować. Napawały ją przerażeniem, ale musiała im stawić czoła. Sama nie dałaby rady, ale z nauczycielem u boku było to całkiem możliwe.
OdpowiedzUsuń| Blair
Już miała zaprotestować, że jest jak najbardziej gotowa i w pełni sił, ale przeniosła spojrzenie na swoją pidżamę. Na bosych stopach odcisnęły się kamienie i szyszki, a we włosach miała igły. Poza tym Arten mógł się obudzić i zacząć jej szukać, bo to było jej pierwsze wyjście z domku w nocy. – Dzięki, ale… - Urwała, gdy poczuła ciężar jego dłoni na swojej głowie. Przez chwilę czuła się jak zwierzątku lub dziecko, którym w sumie dla niego była. Mężczyzna wyglądał na co najmniej sześć lat starszego od niej. Gdy zaczął przeczesywać jej włosy, policzki córki Posejdona znowu stały się czerwone. Sytuacja była dla niej nieco niezręczna. W końcu niecodzienną dla niej czynnością było bawienie się włosami Blair przez dopiero co poznanego mężczyznę. Parę sosnowych igieł pospadało na ziemię. Między nimi zapadła cisza, a szesnastolatka wyraźnie słyszała bicie swojego serca i oddech Bellamy’ego. Zabrał rękę z jej głowy, a dziewczyna starała się ukryć swoje policzki. Dlaczego jej skóra musiała być aż tak blada? Nagle ogarnęło ją zmęczenie, jakby zabrane koszmary podtrzymywały jej poziom energii. Adrenalina ją opuściła razem z szepczącym o jej śmierci głosikiem. – Zatem zaczniemy z samego rana, a … - Przerwało jej ziewnięcie, które zakryła dłonią. Powieki stały się cięższe. Spojrzała w stronę obozu i zobaczyła jak jakieś pojedyncze światełko zbliża się do nich. Latarka. Pewnie Harpie zaalarmowały się ich głosami.
OdpowiedzUsuń| Blair
[ Kończymy i zaczynamy wątek, ten o lekcjach Blair z Bellamy'm? ]
OdpowiedzUsuńPrzytaknęła sennie głową i razem z Bellamy’m podążyła w stronę domków. Ból spowodowany następowaniem na kamienie czy szyszki, był na drugim miejscu, zaraz po śnie. Chciała jak najszybciej znaleźć się w swoim ciepłym i miękkim łóżku, a Morfeusz wziąłby ją w swoje ramiona. Czuła, że nie będzie dziś nawiedzana przez koszmary, ale nie wiedziała skąd. Harpie widząc, że Blair jest z nauczycielem, nie zainteresowały się nimi zbytnio i przeszły do dalszych obchodów Obozu. Po krótkim czasie córka Posejdona i mężczyzna doszli pod właściwy domek. Księżyc nadawał srebrzystej poświaty ścianom wykonanym z szorstkiego kamienia i kawałków muszli. – Dzięki. – Powiedziała i uśmiechnęła się do niego. – To widzimy się jutro. – Po swoich słowach weszła do środka. Arten właśnie przewracał się na drugi bok, a strumyk ze złotymi Drachmami szumiał uspokajająco. Blair ziewnęła i weszła do łóżka. Zamknęła oczy i od razu sen ją porwał.
| Blair
Przeciągnęła się i ponownie opadła na łóżko. Rano grawitacja zdawała się silnie ściągać ją w tamto miejsce. Spała znakomicie. Koszmary zniknęły jak ręką odjął po wczorajszym spotkaniu w lesie. Blair w końcu wstała z łóżka i zmieniła piżamę na obozowe ubranie. Gdy wiązała buty, zerknęła w stronę Arten'a. Jej brat smaczne spał, a inni herosi schodzili się do Pawilonu na śniadanie. Dziewczyna postanowiła podążyć za ich przykładem. Już po chwili siedziała przy stoliku Posejdona i kończyła jeść jajecznicę. Wypoczęta i pełna energii udała się do Wielkiego Domu. Zdecydowanie za często odwiedzała to miejsce, bo Pan D. miał jej dość jak nikogo innego.
OdpowiedzUsuń- Co z nowu Berry Locreix? - Otworzył jej drzwi z wymalowaną niechęcią na twarzy.
- Przyszłam na zajęcia z Bellamy'm - Wymamrotała i spuściła wzrok.
Bóg westchnął ciężko i wpuścił ją do środka. Usiadła na krześle, a Dionizos zajął miejsce za biurkiem. Otworzył nową puszkę dietetycznej coli i zaczął przeglądać katalog z winami. Blair cierpliwie czekała i co jakiś czas zerkała na zegar naścienny. Przebywanie w jednym pokoju z bogiem, który patrzył na nią wilkiem, nie było zbyt przyjemnym początkiem dnia.
| Blair
Czas dłużył się i dłużył, a ona nie miała już co oglądać w tym pokoju. Gepard powieszony na ścianie po jakiejś chwili zaczął domagać się jedzenia, a Dionizos wstał i go nakarmił. Patrzył przy tym na Blair, jakby chciał ją zamordować. Możliwe, że bóg wyobrażał sobie, że daje jej mięso swojemu pupilowi. W końcu byłoby o jednego natrętnego herosa mniej. Odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła jak Bellamy wbiega do pomieszczenia. Najwidoczniej, Dionizos lubił tylko swoje pisma i gry karciane, bo kompletnie go zignorował. Kiwnęła głową i wstała z fotela. Udała się za mężczyzną do innego pokoju. Wielki Dom nie bez powodu został tak nazwany. Posiadał trzy piętra i strych. Blair zerknęła na syna Fobosa, gdy wspinali się po schodach. – Przyszłam za wcześnie? – Zapytała, widząc oznaki porannego treningu. – Może chcesz wziąć prysznic? Zaczekam. – Powiedziała, gdy stanęli przed jakimś pokojem.
OdpowiedzUsuń| Blair
Nie chodziło jej o powiedzenie tego, że śmierdzi. Delikatnie tylko zwróciła uwagę na to, że trenował. Nie ma osoby, z której pot by nie spływał po dużym wysiłku. Zapewne chciał się ‘odświeżyć’, a Blair nie była pewna czy nie przyszła za wcześnie. Nie chciała w końcu się wpraszać, albo być zbyt natrętną, a branie prysznica zdecydowanie należało do czynności intymnych. Weszła za nim do pokoju, który wyglądał jak normalna sypialnia. Po mieszkaniu w domkach, spodziewała się niewiadomo czego. W końcu nauczyciele to też herosi. Nie ulegała stereotypom, ale gdyby ta sama osoba, która projektowała wnętrze domku dla dzieci Hadesa, zrobiła coś podobnego dla syna Fobosa, to wyglądałoby naprawdę upiornie. - Okay. – Powiedziała i usadowiła się na łóżku, skąd miała najlepszy punkt obserwacyjny pokoju. Jej uwagę przykuło zdjęcie. Rozpoznała Bellamy’ego, a blondynka stojąca obok niego była do niego podobna. Możliwe, że byli rodziną. Serce Blair aż przeszył ból, gdy to słowo rozbrzmiało w jej głowie. Nadal nie mogła pogodzić się z neutralnością matki i jej chłodnymi słowami. ,,Wyjdź i nigdy tu nie wracaj. Nie jesteś już moją córką.” Wystarczyło jej, że była ignorowana przez Posejdona, ale te słowa zabolały najbardziej. Usłyszała jak Bellamy zakręca wodę. Już miała wstać, gdy poczuła jak kołdra zaczepiła się o guzik jej tylnej kieszeni w spodniach. Czemu pech zawsze musiał prześladować akurat ją? Pled spadł na ziemię odsłaniając pościel i poduszki. Słysząc jak mężczyzna pchnął drzwi, Blair chwyciła kołdrę za rogi i rzuciła się razem z nią na łóżko. Nie chciała mu w końcu burzyć porządku czy coś. Dziewczyna cała czerwona na policzkach, została zauważona w tej krępującej sytuacji przez Bellamy’ego. Stał nad nią z bliżej nieokreśloną miną, a ona leżała na jego łóżku. Szybko się podniosła i wstała z miejsca do spania. – To był wypadek… - Zaczęła się tłumaczyć. – Mój guzik, a potem kołdra i ja chciałam… - Nie mogła znaleźć odpowiednich słów.
OdpowiedzUsuń| Blair
Normalnie zaprzeczyłaby od nazwania ją ‘małą’. Była wysoka jak na swoją płeć, ale gdy stanęła naprzeciwko Bellamy’ego, musiała mocno zadrzeć głowę, by spojrzeć mu w twarz, a nie na jego umięśnioną klatkę piersiową. Nie ośmieliłaby się też wytknąć tego nauczycielowi, choć teraz łączyły ich też bardziej prywatne stosunki, niż typowe uczeń-trener. W końcu jaki nauczyciel wpuszcza kogoś do swojego pokoju? Pokręciła przecząco głową. Spała głęboko i nie budziła się w nocy. Do tej pory nie wiedziała, że to przez umiejętności syna Fobosa. – Wziąłeś moje koszmary na siebie? – Zapytała, marszcząc brwi. Jeśli przez nią nie spał, to już wolała zmagać się z koszmarami, nie chciała spędzać mu snu z powiek. Miała w końcu Artena, który by ją wysłuchał i uspokoił, a Bellamy mieszkał sam… - Wiesz, że nie zrezygnuję. – Powiedziała, stając na palcach. Teraz, bez zadzierania głowy, patrzyła na niego usta, ale podniosła wzrok ku oczom. Nagle heros się odsunął, ona spojrzała na niego zdziwiona. – Wszystko w porządku? – Podeszła do niego i zamachała mu ręką przed jego nieobecnym spojrzeniem. Nie wiedziała jakie konsekwencje ciągnie za sobą rodowód Bellamy’ego, ale najwidoczniej sam nie miał lekko.
OdpowiedzUsuń| Blair
Niespodziewanie chwycił ją za rękę. Przez chwilę poczuła falę ciepła w okolicach serca, ale po chwil zniknęła, przytłoczona strachem. Nie było to jej odczucie. Pokój emitował własne emocje, a ona je przyjmowała. - Nie przepraszaj. - Zerknęła na niego. To, że trzymał ją za rękę trochę ją onieśmielało, ale nie miała ochoty jej puszczać. - Gdzie my..? - Urwała widząc, że pokój się zmienia. Z czarnej pustki utworzyła się scena. Miała ochotę podbiec do chłopca i jakoś go zasłonić, ale Bellamy miał stalowy uścisk. Po chwili rozpoznała dziecko. Serce ją ścisnęło. Mieć takie dzieciństwo... Nie dziwiła się czemu sam bóg strachu wybrał matkę Bellamy'ego na kochankę. Otaczała ją aura terroru i złości. Nagle obraz się zmienił. Otoczyła ich ciemności. Przed nimi stała zakapturzona postać. Wyglądem przypominała Charona. Bez wyraźnego kształtu, po prostu zwisająca w powietrzu peleryna. Bellamy ścisnął mocniej jej rękę. Była pewna, że strach nim zawładnął. Krajobraz znowu się zmienił. Tym razem ujrzała drzwi, do których została wciągnięta. I z powrotem byli na swoim miejscu. Nic się nie zmieniło, jakby w ogóle nie znikali. Puścił jej rękę. - Nie przepraszaj. - Powiedziała po chwili ciszy. Bellamy, jak każdy człowiek miał wiele demonów. Trzeba sobie z tym radzić. Podeszła do niego i chwyciła go za rękę. - Teraz chyba ty potrzebujesz lekcji. - Odparła, chcąc trochę rozluźnić atmosferę. - Ten chłopiec... - Spojrzała mu prosto w oczy. - Czemu nie uciekłeś? Mogłeś zadzwonić na policję... - Uscisnęła jego rękę, chcąc dać znak, że się od niego nie odwróciła.
OdpowiedzUsuń| Blair
Zabrała rękę i splotła ją wraz z drugą na piersi. Zapadła między nim cisza, podczas której Blair uporządkowała sobie myśli. Bellamy był jaki był, ale na swoje geny nic nie poradzi. Musi jakoś z tym walczyć, a jako syn usposobienia strachu będzie miał jeszcze cięższą drogę przed sobą. Dziewczyna nie mogła sobie wyobrazić jak można kochać tylko jedno dziecko z dwóch własnych. Rozumiała, że strach potrafi przytłumić opiekuńczość i kobieta widziała w chłopcu zagrożenie, ale mogła się jakoś kontrolować. Wracając od tego co mógł zrobić dziesięcioletni chłopiec. Pójść na policję i wydać własną matkę, a potem razem z siostrą trafić do domu dziecka? Samemu starać się opanować swoje moce? Blair wiedziała jakie to ciężkie dla niej samej, co dopiero dla dziesięciolatka. Ledwo trzymała w ryzach swoją zmiennokształtność, która wymykała się od nadmiaru emocji. Dziewczyna westchnęła i spojrzała na Bellamy’ego. Możliwe, że posunęła się za daleko ze złapaniem go za rękę, bo czuła jak buduje wokół siebie mur, odsuwając ją od siebie. – Wróćmy do treningu. – Odparła bez emocji, odwracając się od niego. Jej twarz była niczym otwarta księga i wolała, aby tak łatwo jej nie przeczytał.
OdpowiedzUsuń| Blair
Co czuła, kiedy pierwszy raz przeszła przez bramę Obozu Herosów i została powitana przez pół człowieka pół konia? Zdecydowanie czuła się dziwacznie. Nigdy nie podejrzewała tego, że jej życie stanie się kiedyś takie dziwaczne i zarówno takie interesujące. Już zaczynało ją nudzić życie z matką, która mało kiedy pozwalała jej gdzieś wychodzić, a teraz sama z siebie zawiozła ją do tego Obozu. Poprawiła plecak przerzucony przez jedno ramię i kontynuuowała swoją przechadzkę. Chejron musiał gdzieś iść, ale powiedział, że nie powinna się zgubić, a jak coś miała pytać innych obozowiczów. W końcu nogi zaprowadziły ją do miejsca gdzie było wiele herosów. Zajrzała do środka, miejsce okazało się być areną, gdzie półbogowie ćwiczyli walki. Zlustrowała powoli plac niebieskim spojrzeniem i nagle zatrzymała je na jednym chłopaku, który się tam znajdywał. Totalnie ją zatkało. - Bellamy? - zapytała głośno z świetnie wyczuwalnym zdziwieniem w głosie. Jej plecak z hukiem upadł na ziemię.
OdpowiedzUsuńRuby.
Gapiła się na brata z niedowierzaniem. Kiedy do niej podbiegł nie myśląc długo zarzuciła mu ręce na szyję i wtuliła się w niego mocno, tak jakby chciała sprawdzić, czy on aby na pewno jest prawdziwy i namacalny.- Boże Bellamy, to na prawdę ty? O Boże.Nie spodziewałam się jeszcze cie kiedyś zobaczyć. Też jesteś półbogiem? Moim ojcem podobno jest Apollo, tak mi powiedziała mama, po tym jak zaatakował jakiś potwór. Przywiozła mnie tu, ale nie mówiła mi nic o tym, ze cie tu spotkam. W sumie ogólnie mało co o tobie mówiła... Jeju, tak bardzo tęskniłam! - Z jej ust wydobył się szybki potok slow i w sumie mało, co można było z tego zrozumieć. Mówiła trochę chaotycznie i z zaciśniętym gardłem. Miała ochotę płakać ze szczęścia. Nie widziała Bella od bardzo dawna, przez ostatni rok ich spotkania były jeszcze rzadsze, więc teraz nie mogła uwierzyć, że on na prawdę przed nią teraz stał.
OdpowiedzUsuńRuby.
Jej praktycznie nigdy nie przeszkadzalo to, ze była w centrum uwagi, jednak znała swojego brata na tyle dobrze, że spodziewała się iż ich przytulas nie potrwa za dlugo. - Taak, Apollo. - Skinęła energicznie głową nie przestajac się szeroko uśmiechać. - A więc kto jest twoim ojcem? Bo jak zwykle nie odpowiedziales na wszystkie moje pytania. - Zakryla usta dlonia tlumiac chichot. Od zawsze byli uważani za osoby totalnie różne, więc można było się spodziewać, że ich boscy ojcowie będą jakimiś wielkimi przeciwieństwami.- Matka? No cóż... żyje.- Powiedziala i wzruszyla nieznacznie ramionami.- Jednak myślę, że pewnie trochę zajmie jej przyzwyczajenie się do tego, że teraz nie będzie mnie widywac na codzien... - Westchnela i przygryzla lekko dolna warge. Ukrywala to, jednak w srodku dreczylo ja poczucie winy, ze zostawiła matke sama, w koncu od zawsze robila wszystko zeby ja zadowolic, a przyjazd tutaj był bardziej niechciany i wymuszony przez "sily wyższe", niż dobrowolny. Uniosla kaciki ust w następnym uśmiechu, kiedy brat poglaskal ja po glowie i zadarla lekko brodę do gory zeby spojrzec mu prosto w oczy.
OdpowiedzUsuńRuby.
Szturchnęła lekko brata w ramię w formie zaczepki. - Fobos? Koszmary? Taaak, to wszystko tłumaczy. - Przytaknela kiwajac przy tym powoli glowa. - A co tu do przyzwyczajania sie? Nie bedziesz mógł sie już tak odgradzac od ludzi, co? - na jej twarzy pojawił sie promieny usmiech, kiedy Bellamy objal ją ramieniem. Posłusznie zaczela isc w strone wyjscia z areny. - Ok.. Więc pochwal sie ile znasZ tutaj osób? Pewnie da je sie policzyć na palcach jednej ręki, prawda? - Uniosla pytająco brwi wpatrujac sie w brata. - Nie da sie ciebie nie lubić Bell... Tylko trochę straszysz tymi swoimi sztuczkami z koszmarami. - Wzruszyla ramionami. Zasmiala sie cicho widzac jak chlopak poprawia plecak na ramieniu, zdecydowanie raczej nie chcial wiedziec co tam w tym miala.
OdpowiedzUsuńRuby.
[ Odpis był za długi, podzieliłam na dwie części :D ]
OdpowiedzUsuńPrzeszła przez drzwi i zdążyła zerknąć na Bellamy’ego, nim zniknęła w odmętach korytarza. Patrzył na nią z góry, a właściwie, powinien tak patrzeć, w końcu był nauczycielem. Zapomniała się, że przyszła na trening, a nie na przyjacielską pogawędkę. Westchnęła i skierowała się za nim do lasu, miejsca ich wczorajszego spotkania przy rozgwieżdżonym niebie. Zatrzymała myśli i się poprawiła. Miejsca do ich treningu, nic więcej. Całą drogę patrzyła na jego plecy, nie mając odwagi wystąpić do przodu i zacząć pogawędkę, jakby nigdy nic. Właściwie nie wiedziała co się pomiędzy nimi nagle zburzyło, ale nastała cisza, która pobudzała jej myśli, szczególnie w jego obecności. Pędziły jak szalone, ale co na to mogła poradzić? Postawić blokadę czy powiedzieć stop? Doszli do wybranego miejsca. Blair wzięła głęboki wdech, uspokajając nerwy, które znowu się pojawiły, gdy Bellamy dotknął jej czoła.
Nim mrugnęła była w swoim domu. Zmarszczyła brwi i rozglądnęła się ze zdziwieniem. Był to jakiś rodzaj próby? Miała znaleźć drzwi, ale w jej mieszkaniu było ich mnóstwo. Westchnęła i zaczęła chodzić po domu. Weszła do swojego byłego pokoju. Na łóżku leżała sterta papierów, biurko tez było nimi zawalone, a plakaty zniknęły ze ścian. Wszystko się tu zmieniło, nawet błękit ścian zdawał się zblaknąć. Otworzyła kosz na śmieci i zobaczyła w nim swoje zdjęcia. Jej matka po prostu wyrzuciła ją ze swojego życia. Nie dała po sobie poznać, że ją to dotknęło, chociaż w głębi duszy czuła się, jakby przeszyło ją na wskroś niewidzialne ostrze. Najgorsza była zdrada. Co prawda, nie spędzały ze sobą za dużo czasu, ale Blair nie spodziewała się tego z jej strony.
– Blair? – Obróciła się, gdy usłyszała lodowaty ton. W drzwiach stała jej matka, z rękami założonymi na piersi i patrzyła na nią jak na potwora. Potem kobieta westchnęła. – Przepraszam. Wróć do domu.
Blair rozdziawiła pełne usta ze zdziwienia. Jej własna matka namawiała ją do powrotu? Myślała, że jest dla niej tylko ciężarem. W końcu kolejna gęba do wyżywienia, która ciągle by pływała i pływała. Ciężko uwierzyć, że Posejdon zakochał się w matce czarnowłosej. Możliwe, że startowała w wyborach Miss Bikini, czy coś w tym stylu, bo nawet nie kochała wody czy innych stworzeń. Ogółem do Blair była mało podobna. I z wyglądu, gdyż nie przekazała córce genu blond włosów i niebieskich oczu, oraz charakteru, bo jej matka nienawidziła wszystkiego co się rusza.
- Przyszłam tylko na chwilę. Muszę wracać. – odpowiedziała po pewnym czasie i niepewnie przeszła z nogi na nogę. Nie wiedziała czy kobieta była uświadomiona w świecie herosów i mitologicznych stworzeń. Przyjmowała po prostu fakt, że Blair uciekła z domu. Była to po części wina Leny, bo gdy zaatakował je Minotaur, czarnowłosa nawet nie zdążyła się z nią pożegnać, a ruda wykręciła do niej krótki telefon.
OdpowiedzUsuńNagle jej matka rozłożyła ręce, aby córka mogła się do niej przytulić. Blair bez wahania objęła matkę, a ona zaczęła ją gładzić po głowie. Coś jej znowu nie grało. Wyrażanie uczuć nie było w jej stylu. Drzwi. Musi znaleźć drzwi. Po to tu w końcu przyszła. Nie powinna tracić czasu na uściski, zwłaszcza jeśli nie wiedziała czy to się dzieje naprawdę. Puściła więc ręce i starała się odejść, ale kobieta jej nie puszczała. Wierciła się i wyrywała, ale ta tylko pogłębiała uścisk. Jej ręce zacisnęły się na szyi Blair. Własna matka zaczęła ją dusić.
- Zginiesz, córko Posejdona. ZGINIESZ! – Jej gardło rozdarł donośny głos, a źrenice się zmieniły. Były pionowe.
Potwór uderzył nią o ścianę. Syknęła z bólu i starała się zaczerpnąć powietrza. Obraz przed jej oczami czerniał, a nie przypominała sobie, aby miała jakąś broń, niż noże kuchenne. Kopnęła własną matkę w brzuch, jak najmocniej potrafiła, ale tylko się zaśmiała i rzuciła ją na kolejną ścianę. Opadła na łóżko i zakrztusiła się nadmiarem powietrza. Dotknęła ręką tył głowy. Czerwona substancja została na jej palcach. Krew. Zakręciło jej się w głowie i z trudem powstrzymała się od torsji. Koszmar, do którego przeniósł ją Bellamy, zaczynał się niewinnie, ale kończył fatalnie.
Potwór stanął w drzwiach, zagradzając jej jedyną drogę ucieczki.
|Blair
Obraz powoli stawał się zamazany, ale zdążyła zobaczyć męską sylwetkę, która zasłoniła jej widok potwora. Blair leżała na ziemi i była w stanie tylko obserwować to, co się działo. Krew z rany na jej głowie szybko ubywała, brusząc posadzkę. Kolejne odwrócenie wzroku od czerwonego płynu. Obrzydzało ją to. Delikatnie uniosła głowę, a ból rozszedł się po jej ciele. Jęknęła cicho, ale spróbowała po raz drugi się podnieść i w końcu stanęła na nogach. Jej matka już zniknęła, a Bellamy chwycił ją za ramię. Czuła się tak, jakby miała zaraz paść na posadzkę, a nogi powoli zaczęły odmawiać jej posłuszeństwa. Krew sklejała jej czarne włosy, a zadrapanie zdobiło jej ręce. Czuła się jak normalny człowiek. Wiedza, jaką nabyła podczas treningów pod wpływem strachu po prostu uleciała jej z głowy. Cudem przeszli przez drzwi i wylądowali w normalnym świecie. Czyli to wszystko działo się w głowie Blair. Teraz miała pewność. Nadal miała wrażenie, że była ranna, ale gdy dotknęła dłonią tyłu głowy nie zobaczyła krwi. Rzuciła zdziwione spojrzenie Bell’owi, który znalazł się parę kroków od niej. Usłyszała jego słowa. – Jestem po prostu ciężkim uczniem. – Powiedziała, jednocześnie wypuszczając powietrze z ulgą. Przeżyła. – Jesteś pewien, że nadal chcesz mnie uczyć? – Zerknęła na niego i założyła ręce na piersi.
OdpowiedzUsuń| Blair