.

.
Zanim ostatecznie zdecydujesz się dołączyć do gry na naszym blogu, przejrzyj wszystkie zakładki, ponieważ to właśnie one pomogą Ci dopasować się do realiów fabuły. Nieznajomość regulaminu nie zwalnia przecież z jego przestrzegania. Kiedy już uznasz, że wiesz wystarczająco, by móc stworzyć własną postać - zostaw komentarz w odpowiednim miejscu, abyśmy mogli przesłać Ci zaproszenie. Miłej zabawy!
pogoda
Lato się kończy, a niebo coraz częściej przyozdabiają srebrzyste chmury. Na szczęście temperatura nie spada zbyt szybko, więc obozowicze co jakiś czas mogą jeszcze leniwie wygrzewać się w słońcu. Przez najbliższy tydzień możemy spodziewać się od 20"C do minimum 17"C.
aktualności
- Za nową szatę serdecznie dziękujemy Kaylo ♥
- Gra toczy się w komentarzach oraz na GG.
- Górna granica wieku Obozowiczów wynosi 23 lata, później heros opuszcza Obóz, bądź zostaje w nim żeby 'pracować'.
ogłoszenia
- Powoli blog budzi się do życia.
- Szukamy nowych rekrutów.
-Wszystkie zakładki na stronie zostały edytowane.
- Na blogu pojawił się Shoutbox.
- Zachęcamy do gry w komentarzach!

wtorek, 30 grudnia 2014

Zadanie na grupowego domku Nike

Pokonanie dzika erymantejskiego

Myślał, że to będzie zwykła misja. Do tego nie przydzielono mu kogokolwiek do pomocy, więc z założenia wyszedł, że to tylko rutynowe zadanie. Wyszedł z Obozu. Było trochę zimniej, ponieważ tam nie było żadnej bariery,  która utrzymywałaby stałą temperaturę. Jednak nie było na tyle chłodno,  że musiałby założyć coś na koszulkę z długim rękawem. Dziwnie się czuł tak ubrany. Już od dawna nie był poza Obozem, ale mimo wszystko podobało mu się to. Tęsknił za wolnością.
Poruszył ramionami, a jego mięśnie napięły się. Na plecach miał plecak, w którym miał najpotrzebniejsze rzeczy i przy tym ruchu coś w środku stuknęło, ale się tym nie przejął. Uśmiechnął się, po czym ruszył przed siebie. Nie miał za wiele czasu, więc biegł stałym tempem, żeby dotrzeć na czas, zanim dzik dorwie nowego herosa i satyra.
Bagna nie były daleko. Dotarł tam dość szybko, ale nie znał dokładnego położenia miejsca, gdzie miał się udać. Satyr najwyraźniej nie był najlepiej wyszkolony, ale chociaż wpadł na to, żeby zadzwonić iryfonem po pomoc. Opowiedział o dziku, który ich zaatakował, ale zniszczenia, jakie ujrzały oczy Basha, przeszły jego oczekiwania. Dookoła bagna roztaczał się las i spora jego części była kompletnie zniszczona.
- Co na Zeusa - zaczął chłopak,  rozglądając się dookoła w poszukiwaniu herosa i satyra, gdy nagle usłyszał za sobą głośne sapanie.
Mrugnął i odwrócił się powoli na pięcie, by stanąć twarzą w twarz z dzikiem, którego miał schwytać. Dzieliło go od zwierza zaledwie kilka centymetrów i musiał przyznać, że gdyby nie powstrzymywał oddechu, zemdlałaby od tego smrodu. Zwierzę przez moment nie robiło nic, aż nagle jego oczy zabłyszczały i chłopak wiedział, że to idealny moment na taktyczny odwrót. Dzik ruszył za nim i okazał się o wiele szybszy, niż chłopak przypuszczał. Na szczęście nie był ani trochę zwinny i Bashowi udało się wdrapać w ostatniej chwili na drzewo. Serce biło mu jak oszalałe.
- Ciebie wysłali nam z pomocą? - odezwał się czyjś pretensjonalny głos niedaleko niego.
Podniósł wzrok i ujrzał na drzewie obok blondynkę. Uniósł wysoko brwi, widząc jej minę. - Masz szczęście, że jesteś w miarę ładny, bo bohater z ciebie żaden.
Zmarszczył brwi i otworzył usta, nie wiedząc co powiedzieć. Dziewczyna była naprawdę ładna, ale niestety wygląd to nie wszystko. I tak musiał ją uratować. Już miał coś odpowiedzieć, ale dzik z całej siły uderzył w drzewo, na którym siedział i zatrząsł się trochę. Spojrzał w dół z nienawiścią na zwierzę.
- Ty małe - zaczął, ale dzik ponownie naparł na drzewo i chłopak zachwiał się ponownie. Z boku dobiegł go śmiech dziewczyny. Powoli tracił do niej nerwy i zastanawiał się nad tym, by ją tak zostawić, ale biedny satyr nic mu nie zrobił, a jeśli uratowałyby jego, to ją też by musiał. Nagle wpadł na pomysł, jednak nie wiedział, czy wszystko pójdzie po jego myśli. - Satyrze - zwrócił się do niego, ignorując nieznajomą. - Jak szybko biegasz?
Satyr przełknął zdenerwowany ślinę i spojrzał na Basha wielkimi oczami. Najwidoczniej nie chciał służyć za przynętę, ale nie było innego wyjścia. Syn Nike pezygryzł dolną wargę w oczekiwaniu na odpowiedź, a jego oczy błyszczały z podekscytowania. Dawno nie był sam na misji. Dawno nie był w ogóle na żadnej misji.

**

Kilka metrow liny, płachtę i łuk ze strzałami później byli gotowi. Bash dał znak satyrowi, by ten ruszył. Szybko zeskoczył z drzewa - tuż za dzikiem - i zaczął uciekać. Chłopak naciągnął cięciwę i puścił strzałę, wymierzoną w drzewo kilka metrów dalej, a do której przywiązana była lina. Szarpnął nią, by sprawdzić, czy utrzyma się i gdy miał pewność, drugi koniec związał dookoła pnia drzewa, na którego gałęzi siedział. Łuk i strzały rzucił blondynce i ze zdziwieniem odkrył, że je złapała. Chwycił materiał oraz miecz i ostrożnie wszedł na linę. Spojrzał w dół. Nie miał lęku wysokości, ale serce zaczęło mi bić szybciej. Gdyby spadł, złamałby najwyżej nogę. Nie znajdował się specjalnie wysoko nad ziemią.
Satyr dalej biegł gdzieś z boku pomiędzy drzewami, starając sie utrzymać stałe tempo, ale gdy tylko minął drzewa, między którymi ciągnęła się lina, potknął się. Upadł na twarz i szybko skulił się na ziemi, modląc do Zeusa o darowanie mu życia. Żaden atak ku jego zaskoczeniu nie nastąpił
- A masz potworze! - Bash wykrzyczał tylko tyle, zanim rzucił dzikowi płachtę na twarz, zasłaniając mu tym samym oczy.
Zwierzę miotało się przez pewien czas nieporadnie, a chłopak wybrał odpowiedni moment, by na nie skoczyć. Zrobił to z gracją, o którą wielu ludzi by go nie posądzało. Przez moment walczył z dzikiem tak jak kowboje, którzy ujeżdżają byki lub konie i była to dla niego zadziwiająco dobra zabawą. W końcu jednak złapał za sztylet obusieczny, który przypięty miał do paska i jednym szybkim ruchem dźgnął go między oczy.
Dzik wydał z siebie jęk tak przeraźliwy, że młody heros ledwo utrzymał się na nim, trzymając się mocno sztyletu. Zwierzę nie chciało dać za wygraną, mimo że krew zalewała mu oczy, a ostrze musiało wbić się głęboko, głęboko w czaszkę. Jakimś cudem Bash wcisnął je jeszcze głębiej i dopiero wtedy, cierpienie dzika ustało. Nie żył.
- Czy on już… - Głos satyra załamał się. Był cały roztrzęsiony, ale trzymał się na nogach, wpatrując wielkimi oczami w syna Nike.
- Tak – odpowiedział chłopak, przekręcając sztylet i wyciągając go sprawnie, po czym spojrzał na niego ze zrezygnowaniem. – Znowu trzeba będzie go godzinę czyścić – mruknął pod nosem, po czym podniósł wzrok, gdy usłyszał wołanie dziewczyny, która wciąż siedziała na drzewie z łukiem w jednej ręce i strzałami w drugiej. Nie trwało to jednak długo. Rzuciła obie rzeczy na ziemię z naburmuszoną miną. Strzały nie były aż tak ważne, jednak Bash odetchnął z ulgą, gdy zobaczył, że łuk jest cały. Podniósł go i założył sobie przez ramię, po czym posłał blondynce szeroki uśmiech. Nawet jej pomachał. W końcu nie wytrzymał i zaśmiał się na głos. Wywrócił oczami na jej protekcjonalny ton, nawet nie słuchając, co mówi. Była ładna, ale z takim zachowaniem, to tylko dzieci Afrodyty mogłyby ją zaakceptować. Wtedy do niego dotarło, czyją córką jest dziewczyna, która praktycznie nakazywała mu, pomóc jej zejść z drzewa. Pokręcił głową z rozbawieniem i podszedł do satyra, kładąc mu rękę na ramieniu. – Pomóż jej zejść może, bo najwidoczniej ona sobie nie poradzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz