.

.
Zanim ostatecznie zdecydujesz się dołączyć do gry na naszym blogu, przejrzyj wszystkie zakładki, ponieważ to właśnie one pomogą Ci dopasować się do realiów fabuły. Nieznajomość regulaminu nie zwalnia przecież z jego przestrzegania. Kiedy już uznasz, że wiesz wystarczająco, by móc stworzyć własną postać - zostaw komentarz w odpowiednim miejscu, abyśmy mogli przesłać Ci zaproszenie. Miłej zabawy!
pogoda
Lato się kończy, a niebo coraz częściej przyozdabiają srebrzyste chmury. Na szczęście temperatura nie spada zbyt szybko, więc obozowicze co jakiś czas mogą jeszcze leniwie wygrzewać się w słońcu. Przez najbliższy tydzień możemy spodziewać się od 20"C do minimum 17"C.
aktualności
- Za nową szatę serdecznie dziękujemy Kaylo ♥
- Gra toczy się w komentarzach oraz na GG.
- Górna granica wieku Obozowiczów wynosi 23 lata, później heros opuszcza Obóz, bądź zostaje w nim żeby 'pracować'.
ogłoszenia
- Powoli blog budzi się do życia.
- Szukamy nowych rekrutów.
-Wszystkie zakładki na stronie zostały edytowane.
- Na blogu pojawił się Shoutbox.
- Zachęcamy do gry w komentarzach!

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Urodziny Dylana O'Neiro



Nie miałam dostępu do komputera, więc dodawane z opóźnieniem,
choć napisane zostało 17/18 grudnia. No cóż, wszystkiego najlepszego, Dylanie <3
 

OPOWIADANIE URODZINOWE
(Urodziny Dylana O’Neiro. POV Leslie Rose)

Gdyby ktoś zakradł się tego grudniowego wieczora pod okno Domku Hebe w Obozie Herosów, mógłby dostrzec jedyną jego mieszkankę, siedzącą w fotelu i zawiniętą w koc, by choć trochę się ogrzać. W jednej ręce trzymała duży granatowy kubek wypełniony niemal po brzegi parującym kakao – mocnym i gęstym, takie jakie najbardziej lubiła. W drugiej – niewielki kalendarzyk. Rudowłosa – a może bardziej kasztanowowłosa? – gładziła machinalnie wypisaną starannymi, lekko pochyłymi, literami datę.

21 grudnia.

21 grudnia – Jego urodziny.

21 grudnia – urodziny najważniejszej osoby w jej życiu.

Był 14 grudnia, dokładnie tydzień przed urodzinami Dylana. Leslie pragnęła, by ten dzień był wyjątkowy. Uśmiechała się do siebie, rozmyślając o tym najwspanialszym chłopaku, jakiego gościł świat. Kto by pomyślał, że będzie miała tyle szczęścia w niełatwym życiu greckiego herosa.

***

Leslie nie wierzyła w miłość od pierwszego wejrzenia. To idiotyczne, by wierzyć, że można kogoś pokochać, ledwo się go zobaczy. Zauroczenie może i owszem, ale tylko chwilowe i płytkie. Bo i jak można kochać kogoś tylko ze względu na wygląd zewnętrzny?

Miłość. Miłość natomiast zawsze sięga początkiem czasów, kiedy nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy, że ktoś staje się nam coraz bliższy i bliższy…

Jak słusznie powiedział Gus – bohater jednej z jej ukochanych książek:

„zakochiwanie się jest jak zasypianie – najpierw powoli, a potem nagle i bez reszty”

I tak właśnie stało się w przypadku Dylana i Leslie. Oboje trafili do Obozu w bardzo wczesnym dzieciństwie, nawet jak na herosów. Byli jedyni w tak młodym wieku, więc siłą rzeczy już to ich zbliżyło. Razem spędzali czas, bawili się. Gdy podrośli, ich relacje trochę osłabły, gdyż mieli już więcej rówieśników, a syn Hypnosa sporo rodzeństwa. Jednakże, niczym magnesy, zawsze zwracali na siebie uwagę. Pewnego dnia chłopak zagadał do niej i czytała mu książkę. Upływ czasu zmienił oboje. Poznawali się jakby na nowo. Zaczęli razem siadać na posiłkach, razem trenować, często czytała mu na głos swoje ulubione książki, a on dzielił się z nią swoją pasją malarską i rysunkową. Odnaleźli wspólny język i znów, jak we wczesnym dzieciństwie, rozumieli się bez zbędnych słów. Stali się nierozłącznymi przyjaciółmi. Ale dopiero rok - a może półtora - później, zaczęli czuć do siebie coś więcej. Zaczęli patrzeć na siebie inaczej, choć początkowo się do tego żadna ze stron nie przyznawała. Rodzeństwo Dylana nie było zaskoczone, gdy pewnego dnia ich brat zaczął chodzić z córką Hebe. Minęły miesiące, a zakochanie przerodziło się w nieśmiałą i niedojrzałą miłość. A potem, nawet nie zauważyli kiedy, ich serca wypełniła świadoma i silna miłość, którą można było dostrzec w oczach obojga, gdy wymieniali spojrzenia.

***

I właśnie dlatego Leslie pragnęła uczynić dzień urodzin swojego chłopaka wyjątkowym.

***

Przygotowania zaczęła już jakiś czas temu.

Spadek po ojcu trzymała na lokacie, a ponieważ nie była osobą rozrzutną i nie wydawała wiele, przez lata uzbierała się z tego pewna sumka. Idealna na taką okazję. Dlatego też, udała się do Domku Hermesa – szczęśliwych posiadaczy elektroniki udoskonalonej tak, by działała na terenie Obozu. Po długich godzinach szperania w Internecie, trafiła na koszulkę idealną dla Dylana. Cała ciemna, z przodu przechodziła w odcienie fioletów, granatów i szarości, udając gwieździste niebo. Na tle nocnego nieba odcinał się czernią księżyc, na którym spał chłopiec – przerobiony symbol DreamWorks Animation. Na lewo od niego widniał pełen zawijasów napisów „sweet dreams”. Piosneka Eurythmics „Sweet Dreams” była jedną z ich piosenek, więc koszulka podwójnie podbiła jej serce. Była taka śliczna… Już miała kliknąć „zakończ zakupy”, gdy nagle dostrzegła damską bluzkę „i love Dylan”. Co prawda była w kolekcji ubrań fandomowych serialu „Teen Wolf”, więc chodziło o Dylana O’Brien, ale na sama koszulka nie zdradzała, o którego Dylana chodzi. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i złożyła zamówienie z odbiorem na poczcie w pobliskim miasteczku. Do tego zamówiła jeszcze przywieszkę z symbolem Hypnosa, zastanawiając się przy okazji, czemu śmiertelnicy produkują takie rzeczy, którą będzie mógł zawiesić na obozowym naszyjniku. Podziękowała wylewnie dzieciom Hermesa i z lekkim sercem wróciła do swojego domku. Nawet nie zauważyła, kiedy zrobiło się tak późno.

Tego dnia zasypiała z uśmiechem na ustach. Już wyobrażała sobie minę chłopaka, gdy zobaczy koszulkę. A szczęście i radość Dylana były szczęściem i radością Leslie.

***

Kilka dni później wybrała się do miasteczka po składniki na tort urodzinowy – kuchnia obozowa była stanowczo słabo zaopatrzona w tym kierunku, i papier prezentowy. Wstąpiła na pocztę, gdzie okazało się, że przesyłka jeszcze nie doszła. Skierowała się więc do marketu. Po zrealizowaniu listy zakupów, korzystając z okazji, zajrzała także do niedawno otworzonego sklepiku z dosłownie wszystkim od ubrań, przez artykuły papiernicze i bibeloty, po książki, czy artykuły ogrodnicze. Spędziła sporo czasu, oglądając wszystko. Zobaczyła śliczny ręcznie robiony zegar z kukułką, przymierzyła kwiecistą apaszkę, powąchała mocne lawendowe perfumy – stanowczo nie jej zapach, wolała delikatne zapachy, pooglądała kolekcję porcelanowych azjatyckich słoników. Już miała wyjść, gdy nagle dostrzegła komplet pędzli samotnie leżący na stercie książek i gazet. Zaintrygowana podeszła bliżej i rozpoznała specjalne pędzle. Nagle usłyszała za sobą głos.
- Jak panienka jest zainteresowana, jest cały zestaw do farb olejnych. Pierwsza klasa.  – namawiała staruszka, zapewne właścicielka sklepu – Olej Art. – Gdy Leslie usłyszała nazwę, uniosła brwi w zaskoczeniu. Kojarzyła nazwę, Dylan kiedyś wspominał, że to jedne z najlepszych farb olejnych. Podążyła za starszą panią, która najwyraźniej jakimś magicznym sposobem, orientowała się, co gdzie jest w tym zagraconym sklepiku. W końcu wyciągnęła neseser oprawiony w czarną skórę i podała dziewczynie. Po otwarciu, okazało się, że w środku znajduje się cała gama barwna farb olejnych, zestaw różnych grubości specjalnych pędzli oraz szpachelka. Niby Leslie miała już prezent dla chłopaka, ale nie mogła się powstrzymać. Po zapłaceniu wyszła ze sklepu i nucąc udała się w drogę powrotną.

Nieco ponad półtorej godziny później, przemknęła się znowu przez granicę. Miała dużo szczęścia, gdyż żaden strażnik jej nie przyłapał. Wróciła do domku i rozpakowała zakupy. Zestaw schowała na dno szafy, by Dylan przypadkiem na niego nie natrafił, a składniki zaniosła do kuchni. Mieszkała sama w domku, więc nie potrzebowała dużego pokoju dziennego. Sypialnię miała na górze, w związku z czym cały parter byłby salonem. Za zgodą Chejrona, i z jego pomocą, wydzieliła część pomieszczenia na niewielką prowizoryczną kuchnię. Nic wielkiego. Mała, naprawdę mała lodówka. Kilka szafek wiszących oraz szuflad pod blatem. I najcenniejsza zdobycz, którą długo negocjowała i w końcu dostała, bo „jest wystarczająco dorosła i odpowiedzialna”, choć Pan D. mocno kaprysił, - kuchenka gazowa. Co prawda jedynie dwa małe palinki, ale coś drobnego można było ugotować. Choćby czekoladowy budyń, który uwielbiała tak, jak wszystko, co czekoladowe. Ale tortu już nie. Teraz zrobiła jedynie krem i wstawiła go do lodówki.

***

Następnego dnia, udała się do kuchni obozowej. Dyżur pełnili dzisiaj Domku Afrodyty, nie lubiący brudzić sobie rąk, więc bez trudu wynegocjowała możliwość skorzystania z piekarnika w zamian za pozmywanie po obiedzie za córki bogini miłości.

***

Jeszcze świtało, kiedy znajomy kształt wymknął się z obozu do miasteczka. Pełniący swoje obowiązki strażnik, przymknął oko na dziewczynę. Wiedział, że jest odpowiedzialna i idzie do miasteczka tylko z jakiegoś naprawdę ważnego powodu. I miał rację. Tuż przed śniadaniem wróciła, niosąc w rękach sporą paczkę, odebraną na poczcie. Odgarnął swoje przydługie brązowe włosy do tyłu i uśmiechnął się do siebie, słysząc jej radosne nucenie. Widać nie zdawała sobie sprawy, że ją dostrzegł. Jego uśmieszek pogłębił się. Zapewne dziewczyna uważała się za taką sprytną, nie zdając sobie sprawy, iż tak naprawdę, została po prostu przez niego przepuszczona do granicy.

***

Tort stał na blacie w kuchni, a rudowłosa dziewczyna pochylała się nad nim, pracując nad pełną detali dekoracją. Co chwila przecierała zmęczone oczy, między brwiami pojawiła się zmarszczka. Skupiona, uważnie kończyła swoje dzieło. Nie chciała zepsuć całości jednym nieuważnym ruchem. W reszcie odsunęła się i uśmiechnęła do siebie dumnie. Wiele godzin pracy opłaciło się – przed nią stał kawowo-orzechowy tort przekładany kremem, a na wierzchu widniał obrazek - tańcząca ze sobą para. Rudowłosa dziewczyna w zwiewnej kremowej sukience z dopasowaną górą oraz ciemnowłosy chłopak z muszką przy kołnierzyku. Otaczał ich wianuszek z wiosennych kwiatów. Wstawiła ciasto do lodówki i poszła na górę. Ledwo położyła głowę na poduszce, zmęczona już zasnęła.

***

Następnego dnia pozostało jej jedynie zapakowanie prezentów. Starannie owinęła w błyszczący papier koszulkę i zawieszkę jako jedną paczkę, a neseser jako drugą.

Miała jeszcze czas, bo Dylan od rana miał trening i wróci dopiero po obiedzie. 

Po posiłku wróciła do domku i szybko przełożyła tort do pudełka. Zawiązała wstążkę wielką kokardę. Przebrała się w dopasowane ciemnogranatowe spodnie, w które wsunęła zamówioną jasnoszarą koszulkę z napisem „i love Dylan”. Na wierzch założyła elegancką damską marynarkę z rękawem trzy-czwarte, a włosy spięła kremowoperłową spinką-różą w niesforny kok, z którego wymknęło się kilka kosmyków. Usta przeciągnęła błyszczykiem, paznokcie już rano pomalowała perłowym pół-kryjącym lakierem. Uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze z zadowoleniem. Założyła granatowe szpilki pasujące do kompletu i skierowała się do wyjścia.

Wyszła z domku, niosąc trzy paczki jedna na drugiej. Nagle ogarnęło ją zwątpienie. Czy na pewno prezenty spodobają się chłopakowi? Dylan ma już przecież tyle koszulek. W dodatku może znudził mu się już ulubiony tort kawowo-orzechowy? Poza tym, uwielbia malować farbami olejnymi. Co jeśli nie potrzebuje takiego zestawu, bo już kupił? Te i podobne pytania dręczyły ją, gdy stanęła na ganku Domku Hypnosa i zapukała do drzwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz