Somewhere over the rainbow, way up high
And the dreams that you dreamed of, once in a lullaby
Somewhere over the rainbow, blue birds fly
And the dreams that you dreamed of, dreams really do come true
Charlie Whiltierna
| Córka Iris | 18 lat | 04.11. | Grupowa domku | CharLizard |
| Miła | Sympatyczna | "Dziecko tęczy" | Wiecznie uśmiechnięta | Specyficzne poczucie humoru | Uczuciowa | Przyjacielska | Optymistka | Marzycielka |
Jest totalnym przeciwieństwem swojej starszej siostry. Często się uśmiecha, ale tak szczerze, nie ironicznie jak Jo. Uwielbia poznawać nowych ludzi, jest bardzo kontaktowa. Można powiedzieć, że wszędzie jej pełno. Czasami strasznie dużo mówi, przez co wiele osób ma jej zwyczajnie dość. Jest typem marzyciela, łazi z głową w chmurach. Czasem opowiada ludziom jakieś niestworzone historie, dziwne jest to, że zawsze wtedy mówi z takim przekonaniem jakby to działo się na prawdę. Zdarza się, że ktoś osądzi ją o kłamstwo, jednak ona się tym nie przejmuje. Ma swoje wzloty i upadki. Raczej stara się, żeby nikomu nie podpaść, najchętniej omijałaby kłopoty szerokim łukiem, chociaż zazwyczaj sama się w nie pakuje. Łatwo przywiązuje się do ludzi, więc tak samo łatwo można ją przez to zranić. Nie toleruje odrzucenia, urazę trzyma już na zawsze. Optymistka, najchętniej wszędzie widziałaby dobro. W jakimś stopniu jest "młodą buntowniczką", ale cóż, już w takim jest wieku. Ojca... Kocha, nie ma mu za złe, że nie powiedział im nic wcześniej. Przybraną matkę... ma do niej mieszane uczucia. Iris... woli pozostawić ją bez komentarza. Jo... tu się zaczynają już większe schody. Jak przystało na młodszą siostrę uwielbia jej dokuczać i robić na złość. Ale ją też kocha. Podsumowując... Ona kocha wszystkich (no prawie wszystkich).
| 160 cm | 39 kg | Długie włosy | Blond | Powinna nosić okulary | Błękitne oczy | Tatuaże | Biżuteria |
Nie jest wysoka, czasem Jo wrednie nazywa ją "niewyrośniętą małolatą", chociaż że jest od niej niewiele niższa i niewiele młodsza. Ma długie, sięgające prawie pasa włosy w tej chwili w kolorze blondu. Jednak tak jak jej siostrze zmienia się kolor oczu, jej zmienia się kolor włosów, jeśli tego chce oczywiście. Bądź co bądź na razie bardzo podoba się jej ten kolor włosów, który posiada. Ma delikatnie zarysowane kości policzkowe, a gdy się uśmiecha na jej policzkach pojawiają się dołeczki. Jej skóra zawsze jest lekko opalona. Posiada nietypowe oczy o jasnym odcieniu błękitu. Ogólnie to powinna nosić okulary, jednak za tym nie przepada, rzadko kiedy można ją w nich zobaczyć. Niedawno zrobiła sobie parę tatuaży na rękach, tylko dlatego żeby trochę zdenerwować siostrę. Zazwyczaj ubiera się w luźne i jak przystało na córkę Iris, bogini tęczy, kolorowe ciuchy. Bardzo ceni sobie to jak wygląda, to dla niej ważne. Często wiąże włosy na różnorodne sposoby.
•
-Szukam Charliego.
-Źle odmieniasz to imię...
-Czemu?
-Bo Charlie to ja... i jestem dziewczyną, więc powinno być "szukam Charlie".
Urodziła się 4 listopada, już następnego dnia trafiła do domu swojego ojca. Tego dnia pan Whilteirna strasznie pokłócił się z żoną, ale ona była wtedy jeszcze o wiele za mała żeby to zrozumieć. Wychowywała się wraz ze starszą o rok siostrą. Pani Whilteirna jakoś nigdy nie pałała do niej zbyt wielką lubością, więc wcale się nie zdziwiła, kiedy okazało się, że nie jest jej prawdziwą matką. „No już jedną zdradę z boginią przeżyje… Ale dwie?” Została wysłana do Obozu razem z Jo.
| Zachłanna wiedzy | Książki | Fantastyka | Starożytne kultury | Zwierzęta | Muzyka | Sztuka| Słodkości | Róże |
Kocha wszystkie zwierzęta. Posiada swojego psiaka, Pan D oczywiście nie jest za bardzo zadowolony z tego powodu, że jakiś pchlarz kręci się po jego Obozie, jednak jak już ona na coś się uprze to tak musi być.
Ma bardziej dusze artysty, niż wojownika. Lubi śpiewać i rysować. Częściej można spotkać ją w budynku sztuki i rzemiosła, niż na arenie. Nie przepada za przemocą.
~*~
Oczywiście jestem chętna na wątki i powiązania.
Kontakt taki jak u Brae.
[ hmhmhm może wątek? xd ]
OdpowiedzUsuń| Dylan
Szedł przez obóz,który żył już swoim życiem,mimo wczesnej pory i obserwował uważnie herosów. Jedni jedli,inni trenowali ,a jeszcze inni pogrążeni byli w radosnych,rannych pogawędkach ze swoimi przyjaciółmi. Westchnął i włożywszy ręce do kieszeni ruszył nad jeziorko,którego teren był dziś wyjątkowo pusty. Usiadł na brzegu,wystawiając twarz ku słońcu i uśmiechnął się delikatnie.
OdpowiedzUsuń[Will]
Rozmyślał nad swoim życiem. Śmierć matki,choć nadal bolesna, nie wprawiała go już w otępiały nastrój,a wręcz przeciwnie-znowu był dawnym Williamem. Wiedział,że jego rodzicielka nie chciałaby,aby był smutny,toteż starał się cieszyć życiem. Kątem oka zerknął w bok i zobaczył smukłą blondynkę,która z pasją kreśliła coś w zeszycie.-Cześć-odezwał się z uśmiechem-Jestem Will,syn Hefajstosa
OdpowiedzUsuń[Will]
-Widzę,że lubisz rysować-zauważył-Moja mama też się w tym pasjonowała,zawsze się zastanawiałem jak można tworzyć coś tak pięknego ,mając tylko ołówek i kartkę papieru...
OdpowiedzUsuń[Will]
-Pokażesz?-spytał,mierzwiąc sobie włosy jeszcze bardziej.-Na pewno są dobre,bo z doświadczenia wiem,że jak ktoś nie ma talentu to nie lubi rysować-zaśmiał się,przypominając sobie jak naszkicował kiedyś portret swojej siostry,za który się obraziła.
OdpowiedzUsuń[Will]
Temperatura, choć nadzwyczaj wysoka, jemu oczywiście nie przeszkadzała, a wręcz przeciwnie, zachowywał się jak po dawce napoju energetycznego, bądź co bądź jako syn Heliosa dzięki słońcu mógł czuć się tylko coraz lepiej i silniej. Wyszedł na spacer do lasu, ponieważ nie mógłby wysiedzieć w miejscu, a kontakt z naturą na pewno dobrze mu zrobi. Jak zwykle uciekał od tłumów, co nieco kłóciło się z jego usposobieniem, ale on sam w sobie był jednym wielkim kontrastem. Szedł więc tak ścieżką czasami tracą orientację w terenie jako że okolica była tak piękna, że nie potrafił oderwać od niej oczu, co prowadziło do tego iż nie spoglądał na to gdzie właściwie idzie.
OdpowiedzUsuń|Geranon|
Odwrócił się w stronę z której usłyszał głos, a na jego twarzy rozświetlił się ciepły uśmiech.Wszystko dzisiaj wyglądało dużo lepiej niż zwykle, jednak nie zmieniło to faktu, że tak czy siak znał tą okolicę z widzenia niemalże na pamięć - Aż ciężko oderwać oczy od ... - Za nim zdążył dokończyć potknął się o korzeń drzewa, które postanowiło wyrosnąć nad ziemią. Blondyn sturlał się po niewielkim zboczu, aż w końcu zatrzymał się na masywnym pniu drzewa o który z resztą uderzył z impetem. -Mmm - Otworzył oczy znów z zainteresowaniem przyglądając się okolicy, niestety tym razem większość przyrody wirowała i miejscami zanikała zamieniając się w czarną przestrzeń, a później znów się pojawiając. Musiał więc dość mocno uderzyć głową o ten pniak, skoro miał takie problemy ze złapaniem stabilnego obrazu. Zamknął i otworzył oczy starając przywołać do siebie trzeźwe myśli.
OdpowiedzUsuń|Geranon|
Podniósł się do siadu nadal z nieco niepewnym spojrzeniem. Przetarł twarz i jak na zawołanie obraz się wyostrzył. Jej głos przez chwilę odbijał się niewyraźnym echem po jego głowie jednak z sekundy na sekundę stawał się coraz to bardziej zrozumiały.
OdpowiedzUsuńTak... to właśnie była jego codzienność, ale już się do tego przyzwyczaił. - Wszystko w porządku, pobędę trochę na słońcu i będzie cacy. - Choć jak na razie czuł jak wszystko go boli. Mimo tego na jego twarzy ponownie wypłynął uśmiech, przepleciony drobniutkimi i prawe że niewidzialnymi nićmi bólu, które szybko znikły w ogóle. - Następnym razem od razu zastosuję się do twojej rady. - Spojrzał kątem oka na psiaka i pogłaskał go nieco po pyszczku, po czym ostrożnie zaczął podnosić się z ziemi. - Marne pierwsze spotkanie. - Zaśmiał się po czym otrzepał dłoń i wyciągnął ją w stronę dziewczyny. - Geranon.
|Geranon|
- Nie zawsze, czasami wpadam na różne inne rzeczy, lub osoby. - Kilka wydarzeń wpadło mu do głowy i uśmiechnął się w rozbawieniu na samą myśl o nich. - Dobrze wiedzieć, może powinienem zacząć się do nich przytulać zamiast na nie wpadać. To byłaby iście trafna zmiana rutyny. -Uśmiechnął się w rozbawieniu. Nawet przy tym nieprzyjemnym bólu z jego osoby po prostu nie dało odczytać się żadnych negatywnych emocji, albo wydarzenie zamieniało się w żart, albo szybko o nim zapominał, prawie nigdy nie wściekał się 'na jego ''szczęście''' traktował te wydarzenia jak kolejne lekcje bądź pouczenia. - Wolno herosom trzymać zwierzęta ? - Spojrzał na psa z sympatią w oczach, lubił zwierzęta, on potrafił się zachwycać nawet mrowiskiem, więc można powiedzieć, że lubił większość tego co zaliczało się do natury.
OdpowiedzUsuń|Geranon|
- Mhm. No tak nigdy w sumie nie próbowałem nawet żadnego pupila sobie wynaleźć, to chyba zbyt duży obowiązek jak na mnie. Sam siebie czasami gubię, a co dopiero jakbym miał opiekować się jeszcze jedną istotą. - Chwilę tak myślał. - A jak się wabi? - Znów spojrzał na dół, psy wspaniałe stworzenia, podobno najlepsi przyjaciele człowieka. No właśnie, człowieka...
OdpowiedzUsuń|Geranon|
Kiedy już do głowy przyszło mu kilka pomysłów wiedział, że nie był to dobry pomysł w ogóle o nich myśleć. Nie był w tym dobry, już w dzieciństwie kończyło się tym, że każdy pluszak , nazywał się tak jak wyglądał. Czyli misiek, tygrysek, króliczek i tak dalej. - A więc jak na niego wołasz? - Spojrzał na nią z zaciekawieniem. Z tego co mu się wydawało, jakoś na psa trzeba chyba wołać, by go do siebie przywołać. Czy było już wspomniane, że Geranon nie bardzo zna się na zwierzętach. Nie było tego tematu nawet co zaczynać. Zwierzęta mogłoby być dopóki nie były jego. Nie żeby był okrutny, po prostu wolał im nie zrobić krzywdy przez swoje niedoinformowanie.
OdpowiedzUsuń|Geranon|
[może jakiś wątek? ]
OdpowiedzUsuńLana
-No co ty...-wykrztusił z niemałym szokiem-Są świetne,nie bądź taka skromna,czasem warto pochwalić się talentem...-uśmiechnął się i spojrzał dziewczynie w oczy.-Moja ostatnia praca była zbrodnią w świecie sztuki. Już pewnie zostałem umieszczony na czarnej liście u Apolla-zaśmiał się cicho.
OdpowiedzUsuń[Will]
-No nie wiem,nie wiem...-mruknął chłopak,kręcąc głową.-Ostatnio rzeźba prawie mnie zabiła,więc chyba jestem już na jego liście do odstrzału-zaśmiał się ponownie.-A tak serio,rysunki są bardzo dobre,mimo ,że nie jesteś dzieckiem Apolla....
OdpowiedzUsuń[Will]
Zaśmiał się radośnie widząc poczynania psa. - Dobrze się na tym znasz... - Odparł, nadal przyglądając się zwierzęciu, do tej pory nawet nie zauważył, że dziewczyna wyjęła zeszyt, a tym bardziej, że zaczęła coś szkicować. Kiedy więc podniósł na nią spojrzenie, uniósł brew w wyrazie zdziwienia i zaraz po tym jak już zrozumiał co Charlie robi przybliżył się do niej nieco, by spojrzeć na kartkę. Trochę tak jakby stał za nią i patrzył jej przez ramię. - Jaki ty masz talent - mało co nie wykrzyczał entuzjastycznym tonem. Mimo nawet tego, że dziewczyna dopiero zaczęła szkicować, to i tak wyglądało to lepiej niż to co on potrafił narysować, namalować czy naszkicować.
OdpowiedzUsuń|Geranon|
Szedł wesoło pogwizdujac i szukal osoby która mógłby zaczepić. Słońce świeciło przyjemnie, a powietrzu dało sie wyczuć zapach świeżo zbieranych truskawek. Miał wyjątkowo dobry humor-udalo mu sie doprowadzić Pana D. do białej gorączki i Will niezmiernie sie z tego cieszył-wracał do formy. Nagle coś spadło na niego Zamruczał gniewnie ood nosem , spoglądając na sprawce którą okazała sie Charlie. Rozpromienił sie machając wesoło do dziewczyny-O, cześć Tęczusiu
OdpowiedzUsuń|Will
-masz ostre łokcie-jęknął cicho i po chwili ułożył sie na pachnącej trawie obok dziewczyny. -Nieźle-przyznał z uśmiechem widząc wysokie gałęzie drzewa.-Lece bo chceee leceee bo żyycieee jest złeee-zanucił po chwili powstrzymując śmiech.
OdpowiedzUsuń|Will
-hmmm chyba po prostu szukałem towarzystwa..-obrócił sie tak , źe leżał obok Charlie. Stykali sie ramionami, czuł ciepło dziewczyny.-Chcesz nim być?-uśmiechnął sie do niej łobuzersko.
OdpowiedzUsuń|Will
-A chcesz nim byc?-spytał dalej sie z nią drocząc i poruszył znacząco brwiami. Trącił ramieniem jej ręke i spojrzał w błękitne niebo. -Moglibyśmy wymyślić coś ciekawego , nie sądzisz?
OdpowiedzUsuń|Will
-Cóż...-zaczął, ostrożnym ruchem zgarniajac z jej twarzy kolorowe kosmyki. Uśmiechnął się do niej łobuzersko puszczając jej oczko- możemy sie przejść, powkurzać Dionizosa albo iść nad jezioro...-wymieniał , kiwajac glowa przy każdej propozycji.
OdpowiedzUsuń|Will
-No dobrze,skoro nalegasz-zaśmial sie widząc słodki rumieniec na twarzy dziewczyny-No to chodz-wstał i podał jej ręke,uśmiechając sie szeroko
OdpowiedzUsuń-Mhm-mruknął puszczając oczko dziewczynie-Więc idziemy nad jezioro-uśmiechnął sie pod nosem ,bo Charlie nie puściła jego ręki. Pociągnął ją w strone jeziora,nucąc coś pod nosem.
OdpowiedzUsuń|Will
-Wiesz...jakoś mi to nie przeszkadzało-uśmiechnął sie szeroko,puszczając jej oczko. Droga do jeziorka zajęła im kilka minut. Gdy dotarli na miejsce rozsiadł sie na zielinej trawie i wbil wzrokw wode.
OdpowiedzUsuń|Will
-No weeź-zaśmiał się przysuwając się bliżej dziewczyny-coś ty się taka cicha zrobiła,co? Wstydzisz się mnie?-poruszył brwiami znowu odgarniając jej włosy z twarzy i spojrzał w jej oczy.
OdpowiedzUsuń/Will
Zaśmiał się-I jeszcze się plączesz!-szturchnął ją ramieniem i spojrzał w niebo-A mogę widzieć czemuż to się mnie wstydzisz?-spytał po chwili milczenia,usiłując przybrać poważny wyraz twarzy.
OdpowiedzUsuń/Will
-Przy mnie możesz sie śmiać-trącił ją ramieniem i sam wybuchnął śmiechem- Masz bardzo ładne oczy-wywrało się mu kiedy tak na nią patrzył.
OdpowiedzUsuń|Will
[ może wątek? ]
OdpowiedzUsuń| Dylan
Po długiej przerwie znalazł w końcu trochę czasu i dotarł do pracowni artystycznej. Usiadł nad kartką otoczony wieloma kubeczkami z najróżniejszymi kolorami farb i zaczął malować. Robił to pierwszy raz od miesięcy, nigdy nie miał czasu, żeby usiaść i coś zrobić. Albo spał, albo był na zajęciach, albo przesiadywał gdzieś z córką Hebe. Nawet nie zauważył kiedy zaczęły u się przymykac oczy i zasnął z twarzą w zaczętym, pokrytym mokrą farbą, obrazie.
OdpowiedzUsuń|Dylan
- Cooooo - mruknął, przecierając nieprzytomny oczy, przez co roztarł sobie farbę po całej twarzy. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego co sie dzieje. - Cholera... - mruknął widząc jak popsuł swój obraz. Zwinął go w kulkę i wrzucił ją do kosza na śmieci. - Charlie... Miło Cię widzieć. - przywitał się z uśmiechem. Nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo jest "kolorowy" na twarzy. - Coś dawno się nie widzieliśmy... Co tam u Ciebie?
OdpowiedzUsuń| Dylan
- Farbie? Jakiej farbie? - spytal zdezorientowany. Dopiero po chwili, ze przeciez zasnal na mokrym obrazie... - Bogowie... ale ze mnie pierdola... - mruknął. - No to rzeczywiście wygladam na idealne dziecko Iris - zasmial sie szczerze. Zauważył nieznaczma zmiane w jej nastroju gdy zapytal co u niej i jak starala sie ominac to pytanie. Zanuepokoilo go to, troche sie o nia martwił, ale nie naciskał. mial nadzieje ze dziewczyna wiedziala, ze jak tylko bedzie chciala moze mu powiedziec wszystko, a on zawsze bedzie staral sie jej pomoc.
OdpowiedzUsuń| Dylan
- Nie zaprzecze... i czuje sie i zachowuje jak typowy syn Hypnosa. Ale nie przeszkadza mi to... Lubie spac. - stwierdził z usmiechem. - ale raczej nie chcialbym na codzień chodzic z tęcza na twarzy... - powiedzial ze smiechem. Mial wrażenie, ze dziewczyna zamiast go wyczyscic, rozmazuje farbe jeszcze bardziej, ale tylko z usmiechem siedzial wpatrujac sie w nia.
OdpowiedzUsuń| Dylan
Wracając z boiska do siatkówki minął budynek do zajęć artystycznych. Nie widział nigdy siebie w roli plastyka, więc rzadziej tu bywał. Stanął przed dużymi drzwiami owej budowli. Wyglądał na zadbany domek. Po chwili usłyszał głośne kroki dochodzące zza drzwi. Niestety niezbyt szybko się zorientował, że owa istota nie wzięła pod uwagę tego, iż ktoś za drzwiami stoi. Dostał drzwiami w czoło. Chyba szybko wróci w te strony. Spojrzał na dziewczynę, która chciała wyjść z budynku. Wyglądała na niewiele starszą od jego samego. Potarł dłonią czoło. Wyczuł swoją bliznę tuż nad brwią i szybko przygładził włosy zasłaniając ją. Skinął obolałą głową - Przepraszam.
OdpowiedzUsuńPo chwili na czole pojawiła się fioletowa śliwa, która pulsowała mu na skórze. - Nic się nie stało. - Jeszcze raz potarł sobie czoło. - Nie pomyślałem. - Nie pomyślał albo on albo to ten jego wszechobecny pech. Nie bardzo wiedział co powiedzieć i co zrobić, więc popatrzył jeszcze chwilę na dziewczynę aby zakodować sobie w pamięci, żeby uważać na drzwi od tego budynku.
OdpowiedzUsuńSpojrzał na ziemię niezbyt radosnym wzrokiem. - Naprawdę niec się nie stało - Jeszcze raz sięgnął do kosmyka by lepiej przykryć czoło. Gdy zmieniła temat odetchnął - Możliwe, jestem z tych nowszych. - westchnął jakby to pytanie słyszał cały czas. Niezbyt udzielał się w całym obozie, więc to oczywiste, że wielu z obozowiczów ledwo go znało.
OdpowiedzUsuńGdy usłyszał, że owa dziewczyna jest córką Iris, bogini tęczy trochę się zdziwił. Gdyby się na niego zdenerwowała to wyczarowałaby mu... tęcze? Jeszcze niezbyt ogarniał te sprawy związane z bogami i herosami ale większość obozowiczów wydawała mu się całkiem normalna ( biorąc pod uwagę to, że większość z nich ma ADHD i nadprzyrodzone moce ). - Arten Ian Conell, syn Posejdona. - Spojrzał na nią szukając jakiegoś grymasu czy czegokolwiek zdradzając jej odczucia związane z tym bogiem. Chyba nic nie wskazywało na to, że będzie to jego wróg ( nie licząc bliskiego spotkania z drzwiami co było bardziej jej winą ).
OdpowiedzUsuń- Czy to takie dziwne? - Dziecko Posejdona to dziwne zjawisko? Zadawał sobie takie pytania. Arten miał nadzieję, że nikt zbytnio się nim nie zainteresuje i oszczędzi sobie pytań. Chłopak spojrzał w jej fiołkowe oczy i słysząc kolejne pytanie kaszlnął - Tak... Jakieś tam posiadam. - Gdy w domu dziecka odkrył swoje dziwne zdolności zaczął się ćwiczyć w tajemnicy. Nikt o tym nie wiedział. Gdy wyjawił tę tajemnicę swojemu przyjacielowi ten powiedział, że to nic nadzwyczajnego i odsłonił swoje owłosione, kozie nogi. Tak, po tych wydarzeniach już nic go nie zaskoczy. Nawet tęcza jako niebezpieczna broń. W duchu karcił się cały czas, że naśmiewa się z takiej dziwnej umiejętności lecz nie dał tego po sobie poznać.
OdpowiedzUsuń-Skoro nie masz przydatnej mocy to pewnie dobrze sobie radzisz z walką wręcz - wzruszył ramionami jakoby stwierdzał oczywisty fakt. Przez chwilę wydawało mu się, że ktoś niedaleko się śmieje. Potraktował to jako odgłosy obozowiczów krzątających się blisko. Kiedy znów usłyszał owy dźwięk odwrócił się w stronę rzeki skąd dochodziły chichoty. Kątem oka zobaczył chowającą się głowę. Zignorowałby to gdyby nie fakt, iż owa głowa skrywała się w wodach rzeki. Ktoś nurkuje niedaleko? I ukrywa się przed nimi? Jeszcze nie wszystko było dla niego zrozumiałe. Wczoraj natknął się na dziewczynę, która dosłownie zamieniła się w krzak. Coraz dziwniejsze rzeczy go spotykają.
OdpowiedzUsuń- Też lubię strzelać z łuku... - spojrzał za siebie raz jeszcze. Słysząc pytanie dziewczyny odwrócił się znów do niej. - Sam nie wiem. - wzruszył ramionami. Cały czas to coś tam siedziało i ich obserwowało. Chyba nie było groźne skoro spokojnie mogło sobie siedzieć na terenach obozu.
OdpowiedzUsuń- A jeśli coś cię zaatakuje? To chyba warto umieć coś jeszcze prócz machania pędzlem po płótnie - na jego twarzy zagościł mały uśmieszek - No chyba, że opracowałaś własną technikę walki - wzruszył ramionami podnosząc ręce. On sam uwielbia walczyć, szybko wszystko pojmuję i rzadko się poddaje. - Najady? A co to takiego? Te dziewczyny co pod wodą siedzą? - Gdy odpowiedź była twierdząca odetchnął. - Myślałem, że to zwidy, halucynacje... - mruknął sam do siebie nie wierząc w to, że był na tyle mądry żeby tak twierdzić.
OdpowiedzUsuń- Taak... Pewnego razu jak przechodziłem obok krzewu to otarłem się o jego gałązki i nagle urosła przede mną dziewczyna, która przeklnęła mnie za niszczenie jej liści. Niemiłe to było spotkanie - zaśmiał się lekko. Satyrów też zdążył poznać, sam jeden uratował mu życie. Chejrona raczej trudno przeoczyć skoro jest centaurem mieszkającym w Wielkim Domu. - Mam nadzieję, że nie będę miał bliższej styczności z innymi "dziwnymi" istotami. - znów się uśmiechnął. Odwrócił się w stronę rzeki. Teraz najada przywoływała chłopaka dłonią. Spojrzał na Charlie i podszedł do dziwnego stworzenia. Był ciekaw tych stworów. Przykucnął przy brzegu i pomachał dziewczynce o jasnej cerze i pływających w wodzie długich włosach. Ta odwzajemniła gest i szeroko się uśmiechnęła. Według niego niektóre mityczne istoty są milsze od ludzi: satyr uratuję ci życie ledwo cię znając, pegaz utnie z tobą pogawędkę, a centaur nauczy wszystkiego co ważne by przetrwać jako półbóg. Zdawał sobię także sprawę z tych niebezpiecznych potworów, które zabijają na każdym kroku lecz póki co się nimi nie przejmował.
OdpowiedzUsuńPreferował łuk. Oj zdecydowanie wolał naciągnąć delikatną cięciwę i wypuścić śmiercionośną strzałę, niż wymachiwać mieczem. Ale wolał być przygotowany na każdą ewentualność. Produkował się więc na arenie ubrany w napierśnik, wymachując swoim mieczem. Był zdecydowanie na pozycji ofensywnej, bo za przeciwnika miał dzieciaka od Aresa. Jego napastnik zamachnął się z bojowym okrzykiem i odskoczył na bok. Wtedy ją zobaczy. Znowu.
OdpowiedzUsuńSiedziała na trybunach. Włosy rozwiewał jej delikatny wiaterek, a fiołkowe oczy wlepiła w niego. Skąd wiedział, że takie są? Minął ją raz przy pawilonie w trakcie kolacji i to one sprawiły, że zatrzymał się w pół kroku. Jeszcze nigdy nie widział takich oczu, a przez trzynaście lat mieszkał w cyrku! Och, jak pragnął poznać jej imię.
Jego sparing partner wykorzystał moment dekoncentracji i przyłożył Elijahowi prosto w krzyż. Jękną z niezadowolenia i wypuścił swój miecz, unosząc ręce w geście obronnym.
- Poddaję się – wysapał. – Idź znajdź sobie godnego przeciwnika.
Chłopak tylko prychnął w odpowiedzi i oddalił się, szukając sobie kogoś zdecydowanie lepszego. On powlókł się w stronę trybun, odpinając rzemienie i zrzucając napierśnik z siebie. Wspiął się po kilku stopniach i w końcu opadł na miejsca, kładąc się na plecach. Tak bardzo go bolały.
- Cholerne dzieciaki Aresa – warknął pod nosem, a jego oczy pojaśniały i zalśniły w nich srebrzyste drobinki. Miał ochotę postraszyć go duchem i zobaczyć jak popuszcza w gacie.
Elijah
Kiedy chciał już opuścić rękę po powitalnym geście w stronę najady ta chwyciła go za nadgarstek i mocno szarpnęła. Jej dłonie były mokre i śliskie toteż chłopak szybko uwolnił się z jej uścisku lecz stracił równowagę i runął do wody. Najada śmiała się wniebogłosy i pewnie tylko dlatego przywołała tu Artena. Szybko się wynurzył i otrząsnął się z niespodzianki od wodnej istoty. Machnął głową by strzepać wodę z włosów. Był cały mokry, niestety jeszcze nie opanował sztuczki z suchymi ubraniami przy wychodzeniu z wody. Wodna dziewczyna cały czas go ochlapywała wodą, po chwili przyłączyły się do niej jeszcze kilka innych najad przez co otaczały go teraz kilka dziewczyn. Spojrzał na Charlie stojącą na brzegu, chyba też nieźle się bawiła widząc mokrego syna Posejdona. - Nie lubię zasadzek... - mruknął sam do siebie.
OdpowiedzUsuńJuż miał ochotę cisnąć w niego jakimś porządnym czarem. Na przykład otumanić jego umysł do tego stopnia, że oberwałby od swojego obecnego przeciwnika takie manto, iż popamiętał by ten sparing do końca tygodnia, jak nie miesiąca. Rozproszył go jednak przyjemny, dziewczęcy głos.
OdpowiedzUsuńOdwrócił głowę od swojego celu i kompletnie się rozproszył widząc fiołkowe spojrzenie nad sobą. Jego własne oczy wróciły to typowego dla niego kolor – stalowego odcienia niebieskiego. Zawiesił się na krótką chwilę, po czym spojrzał na chłopaka, z którym przed chwilą walczył.
- To dzieciak Aresa. One są zaprogramowane do siekania potwory na kawałeczku – burknął, po czym znów spojrzał na dziewczynę. – Walka mieczem nie idzie mi najgorzej, ale ja zdecydowanie wolę łuk. I jestem pewien, że wygrałbym, gdyby pewna osóbka na trybunach nie zwróciła mojej uwagi.
Uśmiechnął się łobuzersko. Nie miał jakiegoś większego problemu z przyznaniem się, że wpadła mu w oko. Taka była prawda. Powoli podniósł do pozycji siedzącej. Plecy bolały go już mniej, ale zdecydowanie przydałby się zimny okład.
- Nie mieliśmy się okazji jakoś poznać – stwierdził. – Elijah Diamond.
Wyciągnął do niej dłoń i uśmiechnął się promiennie.
Elijah
Elijah myślał, że się rozpłynie, gdy zobaczył prześliczne dołeczki w policzkach jego koleżanki. Nawet plecy przestały go boleć, gdy patrzył na ten śliczny widok, tuż nad sobą. Miał wrażenie, że gdzieś niedaleko musiał zasadzić się Eros i władować w niego jedną ze swoich złotych strzał miłości.
OdpowiedzUsuń- Charlie – powtórzył jej imię, ciut mocniej ściskając jej drobną dłoń. – Podoba mi się. I myślę, że pasuje do ciebie.
Wyznał i niechętnie puścił jej dłoń. Podniósł się jednak na proste nogi i rozmasował odrobinę krzyż. Wcisnął ręce w kieszenie swoich dopasowanych spodni i wystawił na chwilę buzię do słońca, by ją nieznacznie ogrzać. Wiatr przebiegł przez jasną grzywkę, która opadał miękko na czoło.
- Łuk jest idealną bronią. Nie trzeba za bardzo zbliżać się do wroga, żeby się go pozbyć – wyznał i spojrzał na dziewczynę. – A kiedy ma się jeszcze do dyspozycji arsenał sprytnych zaklęć, które nieźle mogą namieszać, można przeważyć szalę zwycięstwa.
Uniósł dłoń, a wokół jego palców zawirowała delikatna mgiełka. Zrobił delikatny ruch dłonią i przed nim zmaterializował się motylek. Zatrzepotał widmowymi skrzydełkami okrążając go i przysiadając na czubku nosa blondynki. Moment potem rozpłyną się, a on poczuł niewielkie ukłucie. Gdyby nie był zmęczony treningiem, nawet nie poczułby tego drobnego zaklęcia.
Elijah
Uradowała go reakcja dziewczyny, na jego małe zaklęcie. Wydawała się być wyraźnie zafascynowana tym wszystkim. Naprawdę jej się to podobało, co sprawiło, że jego serce zatrzepotało przyjaźnie, a delikatne rumieńce wkradły się na policzki.
OdpowiedzUsuń- To nic wielkiego. I tak. Jestem synem Hekate, a mój tato był iluzjonistą. Tak więc umiem też troszkę pomniejszych sztuczek – wyciągnął drachmę z kieszeni spodni. Pokazał ją Charlie. Nawet pozwolił jej dotknąć, by sprawdziła czy jest prawdziwa. Zamknął ją w dłoni i skłamał, gdyby powiedział, że nie użył trochę zdolności. Schował monetę we mgle. Otworzył obie dłonie, aby udowodnić, że nie ma jej w żadnej ręce. Następnie sięgnął prawą do jej ucha. Cofnął mgłę i wyciągnął drachmę zza niego.
- Proszę. Na pamiątkę – podał jej złotą monetę, którą wzięła i obróciła w palcach. – I… Nie jestem pewien czy zdolności mojej mamy aż tak fajne. Chwilami są mroczne. Przynajmniej w moim odczuciu. Ale jak będziesz chciała to mogę ci z mgły wyczarować co tylko zechcesz.
Zapewnił ją i posłał oszałamiający uśmiech ukazując rząd zębów. Spojrzał na arenę, przyglądając się walczącym. Westchnął ciężką i spojrzał na swoją nową towarzyszkę.
- Co ty na to, żebyśmy się stąd zmyli? – zaproponował.
- Eh... - westchnął i zdjął bluzę by wycisnąć z niej wodę. Z trudem wyszedł na brzeg, ponieważ najady cały czas ciągnęły go do wody i ochlapywały tak, że chłopak nic nie widział. Stanął przed Charlie i strzepnął wodę z dłoni na nią - Pewnie zrobiłaś to specjalnie - uśmiechnął się trochę wrednie żartując sobie z całej tej sytuacji. Najady jako że straciły swój punkt zaczepny w Artenie uspokoiły się i siedziały teraz na dnie rzeki czekając aż ktoś znów zrobi fałszywy krok.
OdpowiedzUsuńWestchnął i rozłożył bluzę na trawę. Gdy zamknął dłonie w pięść z całej bluzy woda wsiąkła w ziemię. Teraz była sucha jakby to że wpadł do rzeki nie zaistniało. Zrobił tak też z koszulką i spodniami, lecz tym razem ubrania były jeszcze trochę wilgotne. Nad tym trzeba popracować. - Taak... Na pewno zapamiętam, a jeśli nie to będę miał pecha... - wzruszył ramionami w stronę dziewczyny stojącej obok.
OdpowiedzUsuńRozglądnął się na boki - A gdzie konkretnie? - Możliwe, że niedługo zaczną się lekcje ze starożytnej greki. Nie znał planu na pamięć, więc nie wiedział co aktualnie powinien robić.
OdpowiedzUsuńGestem ręki dał jej znać by poszła przodem. Był gentelmanem koniec końców. A przynajmniej chciał być dla niej. Szedł więc za nią do wyjścia, jak zwykle chowając swoje ręce w kieszeniach spodni.
OdpowiedzUsuń- Masz rację. Magia, przynajmniej ta po mamusi, jest bardzo męcząca – wyznał. – Przy większych zaklęciach potrafi nieźle wykończyć. Ale Chejron przygotował dla mnie zestaw ćwiczeń, które mnie… hym… wzmocnią.
Wyznał kiedy wyszli z areny. Ruszyli przez obóz, nie obierając konkretnego celu. Po prosu szli przed siebie, ciesząc się słonecznym dniem i ładną pogodą.
- A ty? Kim jest twój boski rodzic? – zapytał, choć domyślał się, jeśli miał być szczery.
Elijah
[Zawsze i wszędzie! Powiedz tylko, czy wolisz wymyślać czy zaczynać. I czy ewentualnie masz jakieś specjalne życzenia.]
OdpowiedzUsuń|Rhett
Zdarzało się, że młodsi herosi przychodzili do Rhetta z problemami, które powinny trafić bezpośrednio do Wielkiego Domu. Może dlatego, że był tutaj już dłuższy czas, był stary jak na herosa, a poza tym był duży i silny. Przynajmniej w mniemaniu młodszych dzieciaków. Na tyle młodszych, by nie było sensu się z nimi kłócić. Jak na przykład te dwie, wyraźnie przestraszone jedenastolatki, które zaprowadziły go za domek Ateny, gdzie siedziała trzecia, cała drżąc i pochlipując.
OdpowiedzUsuńGdy wreszcie Rhett zdołał się z nią skomunikować, zaklął wyjątkowo nieprzystojnie, całe szczęście, że po grecku. Pośpiesznie rzucił słowa pocieszenia i odszedł, chociaż miał ochotę biec.
Musiały wiedzieć, że nie można wchodzić do lasu. A już na pewno nie można podpuszczać innych, żeby tam wchodzili.
Ktoś powinien wytłumaczyć dziewczynom, na jakie niebezpieczeństwo się wystawiły. Ale to po tym, jak znajdą tego zaginionego dzieciaka.
Powinny były pójść z tym do Wielkiego Domu, ale sam nie okazał się lepszy. Wprawdzie chciał, zamierzał... Skończyło się na wizycie u wyroczni.
Krótko potem biegł z powrotem, przeciskając się między herosami, którzy patrzyli na niego jakby był niespełna rozumu.
- Jesteś Charlie, prawda? - zawołał do dziewczyny, którą kojarzył głównie z widzenia. - Błagam, powiedz, że jesteś Charlie, bo zostało nam mało czasu.
|Rhett
- Wyrocznia powiedziała, że jeśli nie wejdziesz ze mną do lasu, dziecko już nigdy się nie odnajdzie - wyrzucił z siebie jednym tchem, jednak, co zaskakujące, zupełnie zrozumiale.
OdpowiedzUsuńPrzeczesał ręką włosy, nawet nie kryjąc zdenerwowania. Nie sprawiał wrażenia kogoś z ważną misją ratunkową. Wyglądał raczej jak nastolatek, który rozpaczliwie nie chce mieć do czynienia ze sprawą, ale coś nie daje mu wyboru.
- Dzieciaki podpuściły nowego, lat bodaj osiem, żeby przyniósł z lasu zielony kamyk nimf czy inną bzdurę. Mały poszedł i nie wrócił.
Nie musiał dodawać, że zamierza znaleźć chłopca. Co jak co, ale determinację można było wyczytać z jego oczu i zaciętego wyrazu twarzy bez najmniejszego problemu.
- Ozłocę cię za pomoc, Charlie, już możesz sobie wymyślić nagrodę. Tylko pomóż mi znaleźć to dziecko.
|Rhett
[ Chętnie, zaczniesz? ]
OdpowiedzUsuńJames
Greckie pancerze narzucone na nieśmiertelne pomarańczowe koszulki i miecze przypasane do dżinsów zawsze śmieszyły Rhetta, co było głównie próbą osłodzenia sobie niedoli. Miecz waży swoje, nie mówiąc o pancerzu, pod którym jest szczególnie gorąco. Ale obiecał sobie, że odszczeka wszystko, co powiedział pod adresem napierśnika i oręża, jeśli tylko przeżyją tę wyprawę.
OdpowiedzUsuńDla niego było bowiem jasne, że albo znajdą dzieciaka, albo nie wrócą wcale. Choć może traktował sprawę zbyt poważnie.
- Masz coś przeciwko pójściu natychmiast? - zapytał, starając się przywołać na twarz czarujący uśmiech. Miał szczerą nadzieję, że jeśli uśmiechnie się odpowiednio czarująco, Charlie nie przypomni sobie o konieczności zabrania szczotki do włosów czy co tam uznawała za niezbędne do funkcjonowania.
Podał dziewczynie prosta, materiałową torbę, która mogłaby być bliźniaczą siostrą plecaka na jego ramionach.
- W środku jest trochę ambrozji, nektaru, jakiś prowiant i pewnie coś jeszcze... W sumie nie miałem czasu sprawdzać.
Taki pakunek mógł świadczyć tylko o jednym - Wielki Dom oficjalnie zaaprobował wyprawę. A w każdym razie zrobił to ktoś, kto miał dostęp do magazynu.
|Rhett
On za to wracał z treningu, jeśli można to było w jego przypadku tak nazwać, bo jak wiadomo walczenie to nie była jego mocna strona. Był trochę poobijany i miał wrażenie, że ledwo idzie, odwrócił głowę by spojrzeć w bok i stwierdzić gdzie teraz powinien iść, aby trafić do domku Posejdona. I nagle wpadł na kogoś, możliwe, że gdyby miał lepszy refleks to wyratowałby się od upadku, ale refleks miał bardzo kiepski. - Um... to ja przepraszam. - Odparł podnosząc się dość niezdarnie z podłogi. Całe ciało bolało go tak bardzo, że nawet najmniejszy ruch wprawiał w przyspieszone pulsowanie bardziej poobijane miejsca. Wyciągnął w jej stronę dłoń by pomóc jej wstać, ale nieszczególnie ufałby sam swojemu ciału.
OdpowiedzUsuń|James
[ Siostrzyczko, może wątek ? :D ]
OdpowiedzUsuńJo
Leżała własnie na kanapie z kotem na brzuchu i szkicowała coś słuchając muzyki. Usłyszała jakieś tam pomruki. Leniwie spojrzała i wyciągnęła jedną słuchawkę. - Co tam Charlie ? - uśmiechnęła się jak żmija patrząc leniwie na swą siostrę. Zlustrowała ją z góry na dół i z dołu do góry - Wiesz co? W fioletowym ci nie do twarzy wolałam już blond. Bardziej pasował do twojej pustej główki. - zachichotała wracając do szkicu. Dorobiła kilka kresek i wciąż czując wzrok Charlie spojrzała na nią z poddenerwowaniem. - Tak unikam cię droga siostro jak ognia. - powiedziała znudzona. Wygoniła kociaka z brzucha. Od razu pobiegł do jej pokoju przed tym kundlem . - Mogła byś trzymać swojego kundla na krótkiej smyczy? Nie chciałam bym znaleźć Tonnego nie żywego. - Mruknęła wchodząc do pokoju.
OdpowiedzUsuńJo
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBył z siebie dumny, że pomimo tego przez co przeszedł jeszcze niedawno nadal miał wystarczająco dużo siły by utrzymać się stabilnie na nogach i jeszcze komuś pomóc. Uśmiechnął się lekko przezwyciężając w sobie w gruncie rzeczy nie aż tak straszny ból. - James. - Miał wrażenie, że widział ją już kiedyś wcześniej, ale na pewno tylko przelotnie, bo przecież on i tak większość czasu spędzał w swoim własnym świecie. - Idziesz na trening? - Wskazał w kierunku z którego on niedawno wrócił obracając się przy tym nieco. Właściwie z tego miejsca mogła iść w wiele innych miejsc, ale zgadywał, że skoro jego zajęcia się skończyły przed 10 minutami, a ona się śpieszyła to zapewne szła właśnie tam. - Jeśli tak to już życzę powodzenia, dzisiaj się strasznie zawzięli na nawet najdrobniejsze szczegóły. - A jemu nawet dobrze podstawy nie szły.
OdpowiedzUsuń|James
- Pusta blondynka ! - odkrzykneła jej z prymitywnego łóżka. Uśmeichneła się mimowonie słysząc to samo " jestes najgorszą siostrą na świecie" - Ohh Charlie. Wiesz że i tak cię kocham - wstała i podeszła do granicy swego "pokoju". Gdy usłyszała syki Tonnego wywróciła oczami i podeszła się do bijacych sie zwierząt. Wzieła psa za kark i wyprowadziła z bunkru. - Bierz go. - mrukneła puszczając kundla który pobiegł odrazu do swej "pańci" - Ale wiesz Charlie. Zawsze możesz się mi wyżalić. - powiedziała wracając na łóżko
OdpowiedzUsuńJo
- Nie... nie jest źle... jest okropnie... - Był na to wystarczającym dowodem. Cały wybrudzony, otarcia na rękach, brudne kolana, skórę miał zdartą nawet w niektórych miejscach na twarzy, ale na pewno pomogła jego niezdarność. - Coś o tym wiem... - Mruknął, mając nadzieję, że trochę to ją pocieszy. - to...- Spojrzał w stronę areny, jakby upewniając się, że nikt ich stamtąd nie widzi ani nie słyszy. - zamiast treningu, zawsze można wybrać się w inne miejsce. - Nie powinien namawiać innych do opuszczania zajęć, ale nie potrafiłby nikogo namawiać do treningu, nie dzisiaj.
OdpowiedzUsuń|James
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń-Pe...- Zaraz...czy właśnie zaproponowała, żeby oboje się oddali? Proponując jej rezygnację, niekoniecznie brał siebie pod uwagę, kto chciałby z nim spędzać czas? A może za daleko popłynął myślami, zapewne chodzi jej tylko o to by odejść gdzieś dalej i zaraz po tym się rozdzielą. - Pewnie, to jest bardzo dobry pomysł. - Odparł gdy opanował już swoje skrajnie niepotrzebne myśli. Nie czekając ani chwili dłużej zaczął się oddalać wraz z nią, zwiększając dystans między nimi a areną. Miał trochę problemów żeby się poruszać, ale przemógł to w sobie. Zatrzymał się jak byli już wystarczająco daleko, tak by nikt z areny ich nie zauważył. Zaśmiał się patrząc na nią a później w stronę z której przyszli. - No nie myślałem, że będę kiedyś uciekać przed areną - Oczywiści chodziło o ludzi z areny. Zazwyczaj to on się tam pchał, żeby pomagać i mimo wszystko trenować, nawet jeśli nie wychodziło mu to najlepiej.
OdpowiedzUsuń|James
- Pracowni artystycznej? - Powtórzył cicho jakby starając sobie coś przypomnieć. - Czyli jesteś bardziej w plastyczną stronę uzdolniona? - Pół stwierdzenie pół pytanie. Zastanawiał się czy mógłby ją poprosić o pokazanie kilku prac, muszą być naprawdę niezłe, bo zapewne dziewczyna ten czas co reszta na arenie ona spędza rysując, malując i tym podobne. - Czy myślisz...- Zawsze lubił przyglądać się owocom umiejętności innych, analizował je pod czysto naukowym kątem oraz i nie naukowym. - myślisz, że mogłabyś mi pokazać...kilka swoich prac? - Spojrzał na nią i zastanowił się, jak tamten chłopak miał na imię? Coś na N, albo nie... to było na C... - Um... jakiś syn Aresa, straszy, przydzielili go dzisiaj do mnie, a że najwidoczniej został oderwany od ‘’treningu’’ - Ujął słowo w cudzysłów z palców. - z córką Afrodyty, co mu się nie spodobało dał mi niezły wycisk. Pocieszające było to, że jakoś wszyscy dzisiaj na treningu nie mieli lekko...- To prawda, nie tylko on dzisiaj wyszedł w takim stanie z areny. Może wygląda gorzej, ale to już sprawa jego braku umiejętności wykonania ciosów bez przewracania się i innych takich.
OdpowiedzUsuń|James
Córką Irys? Ciekawe co jej dzieci potrafią robić? Bogini tęczy...ale czy to oznaczało, że jej potomstwo może tworzyć jedynie tęcze, no... i oczywiście jak z tego wynika mają też talent plastyczny. Ucieszył się na jej odpowiedź, spotykał czasami osoby, które z jakiś powodów ukrywały swoje pracę głęboko, tak by nikt nie mógł ich zobaczyć, a jak się raz kogoś takiego spytał to mało co się nie rozpłakał. To chyba była dziewczyna... ale jakaś trochę dziwna.
OdpowiedzUsuńAteny. Skrzywił się nieco.
- Mhm, możemy teraz. Nie umrę z paroma otarciami. - Stwierdził z lekkim uśmiechem. Miał trochę więcej niż kilka otarć, ale nadal nie jest to aż tak poważne, by mogło mu się coś stać. Tym bardziej, że to nie pierwszy raz gdy trochę nie potłukł.
|James
Spojrzał na nią tak, że chyba wzrok był wystarczająco przekonujący i utwierdzający w tym, że da radę. Nie był jednak ostry, od takie przyjacielskie oznajmienie. - Na pewno. - Dla pewności jednak wypowiedział to jeszcze na głos. - Doskonale Cię rozumiem. - Też czasami wydawało mu się, że to musi być nieco męczące jak tak powraca, bo przecież nie tylko po treningach, a i normalnych, codziennych czynnościach, jak chodzenie.
OdpowiedzUsuń- Pewnie - Uśmiechnął się. Już nie mógł się doczekać. Najbardziej zachwycał go fakt iż teoretycznie każdy mógłby bajecznie rysować. Naukowcy potwierdzili, że niemalże każdy człowiek rodzi się z równymi zdolnościami i reszta zależy po prostu od tego które i jak umiejętności rozwija się później. Wyrównał z nią w miarę możliwości krok, widocznie będąc pochłoniętym patrzeniem pod nogi, nie chciał wylądować na ziemi przez potknięcie się, zwłaszcza, że wycierpiał się już wystarczająco na zajęciach.
|James
Phi ! - prychneła na siostre - łaski bzy. Ja jako ta jeszcze jakoś miła siostra próbuję ci pomóc ale widocznie nikt mojej pomocy nie chce wiec nie będę cię zmuszać i już więcej pytać - uśmiechneła się wrednie i zamkneła okienko " Caritas dla Charlie " - Hahha mój? Tonny ? Cie głowa boli. Może dać ci coś do jedzenia czy coś. Bo majaczysz kochana. Twój kundel polecial za Tonnym więc nie mów że to on atakował. - prychneła i odwracając się na pięcie. podeszła do lóżka wzieła kurtkę, szkicownik, pare ołówków i wyszła z domku. Poszła w strone stajni z pegazami.
OdpowiedzUsuńJo
Zapewne się z nią zgadzał, problem polegał na tym, że nie był pewien jakie skutki może na niego mieć ambrozja, jeśli pomyśli o niewłaściwym smaku. Co jeśli dojdzie do reakcji alergicznej? Wolałby tego ominąć, dlatego zazwyczaj stosował boskie jedzenie, gdy była to już konieczność i musiał się przy tym skupić, choć miał przeczucie, że skoro jest to uzdrawiający produkt to raczej nie powinien działać na niego w negatywny sposób. Od razu zastanowiło go czemu już wcześniej tego nie sprawdził. Powędrował wzrokiem od końców swoich stóp po podłodze aż do drzwi. - Skoro zapraszasz...- Tym razem patrzył już przed siebie jego domek nie był szczególnie kolorowy, większość rzeczy obracała się wokół błękitu a w innych domkach raczej nie bywał, więc jakby mogła mu przeszkadzać duża ilość barw? Stanął przy ścianie tuż obok drzwi rozglądając się z ciekawością po pomieszczeniu. Według niego było całkiem przytulnie i od razu widać było kogo to domek, a to chyba był dobry znak.
OdpowiedzUsuń|James